Najnowsze komentarze
Moment z dołu to jest to.
nemo2 do: Puchary
Moja cbr900rr sc33 oprócz serwisu ...
Dzięki Thrillco, ostatni xjr jest ...
No mniej lub wiecej wiem jak jest ...
Ta pozycja jest taka zaangażowana ...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki

17.11.2021 18:21

Koniec pewnego sezonu

  • Cześć, po litrze Motula 7100 i 5100 poproszę. Do tego filtry oleju – jeden od K&N, a drugi zwykły od Hilfo. Do XJR 1300 po roku 2015 i do GSX-R 1100 z dziewięćdziesiątego piątego, to wszystko – powiedziałem.

 

Prosiłem o to w motoryzacyjnym pod koniec skromnego sezonu, podczas którego niewiele się działo. Nigdzie nie byłem na swoich motocyklach, jedynie krążyłem po starym rewirze, żadnych nowych miejsc. Pierwszy raz od dawna pokonaliśmy niewiele kilometrów, albo w porównaniu do przyzwoitych wyników wielu innych wokół, jeszcze mniej, niż chyba wypadałoby przy poniesionych nakładach i zaangażowaniu. Dla starego Byka to nawet lepiej, niech się nie przemęcza i nie zużywa. Prosiłem o to wszystko w sklepie tuż przed szarym listopadem. Tuż przed wtoczeniem obu maszyn do szczelnych, antykorozyjnych kokonów z mikroklimatem. Na pewien czas. Na czas zimowej smuty.

 

  • Nigdy nie zmieniam oleju przed zimą – oznajmił nagle kolega sprzedawca, niepytany i zdziwiony zamówieniem. To kolega Marcin, a Marciny są naprawdę dobrzy, warto ich posłuchać, zawsze wiedzą o co chodzi.

  • A ja przeciwnie. Nie chcę, aby moje silniki przetrzymywały miesiącami stare ścieki po sezonie, które i tak są do wylania. Niech im tam pachnie nowa, czysta oliwa.

  • A dlaczego tylko po litrze? - wydawał się nie usłyszeć mojej teorii, czasem zupełnie nie słuchają.

  • Zostało z poprzednich wymian tyle oleju, że wystarczy na jeszcze jedną wymianę i trzeba zużyć to wszystko, by przejść na inny.

  • Ja stosuję tylko Yamalube – nawet dobrze radzą.

  • Odchodzę właśnie od Motula, raczej nigdy więcej. Za dużo twardej pracy skrzyni, wypadający ze dwa razy bieg, wyjąca skrzynia. Do tego trudności z wysprzęgleniem przy szukaniu neutralu, gdy termin wymiany coraz bliżej, a olej zrobił się stary. - nie uwierzą, pomyślą, że to raczej sprzęgło – skrzynia, nie olej, który przez tyle lat mi sprzedawali. Nie tym razem, nie w pięcioletnim motocyklu o znikomym, potwierdzonym nalocie.

 

Nie wytłumaczę mu już, że na niektórych opakowaniach nie było nadruków, znaków szczególnych, przetłoczeń, dowodów na wiarygodne pochodzenie. Że olejaki od Suzuki też reagowały podobnie, bo nie chciały Motula. Że płyny marki Texaco to dzieło rozlewni Borygo i tak dalej. Że wystarczy już tego. I tak nie uwierzą.

     

I też mogę się mylić.

     

Proces wymiany przebiegł lepiej niż ostatnio. Wszystko osobiście dokręcone z umiarkowaną siłą, tym razem łatwo się poodkręcało. Nic się nie zapiekło, ani nie opierało. Oleje spłynęły bez śrutu, śmieci, zawiesin i glutów. Tylko trochę czarnej piany. Ten w starym Byku mimo niewielkiego przebiegu od zalania, stał się czarny jak smoła, ale nie czuć było w nim benzyny – to dobrze. Czarny, bo wypłukał to, czego chyba nie przepaliła Eva, poprzednia właścicielka, pokonując tylko około trzech tysięcy kilometrów przez dziewięć ostatnich lat, być może na niewielkich obrotach. Możliwe, że osady i nagary wciąż tam są w silniku. Dopiero go wygrzewamy, ale nie jest łatwo utrzymać prawie sto sześćdziesiąt koni na dziesięciu tysiącach obrotów dłużej niż przez chwilę. Na zwyczajnych drogach wymaga to pewnego zawzięcia i odpowiedniej ilości miejsca.

 

W Suzuki wymiana oleju jest małym procesem, wymagającym odkręcenia plastikowych wypełnień owiewek, chłodnicy oleju i jej mocowania, filtr jest dostępny na styk. Łapka ledwo się mieści pod symetrycznym kolektorem wydechowym. Wszystko tam jest tak spasowane, że nie sposób tego ładnie połączyć po jakimkolwiek przyziemieniu, czy innej szkodzie – jest ciasno na milimetry. Raz przekoszone uderzeniem, zawsze będzie widoczne.

 

Yamaha ma dla odmiany wkładkę z dwoma o-ringami, która montowana jest pod aluminiowym kubkiem z odpowietrznikiem o sile dociągania śrubki równej 1,5 Nm. Żeby wydobyć kubek z filtrem, trzeba zrzucić osłonę zębatki na dwie śruby imbusowe i zatrzask oraz siłownik sprzęgła – na trzy śruby. Po zdjęciu osłony można wypłukać stary smar z łańcucha bo jest dobry dostęp do okolic zębatki, a ciśnienie w hydraulice sprzęgła z czasem wyciska tłok, który trzeba schować z powrotem przed ponownym montażem na trzpieniu. Ostrożnie z Yamahą. Bo to nie to, co Suzuki.

 

Oba silniki znakomicie pracują na nowych olejach. Cichuteńko. Zrezygnowałem z Arrowa za 2300 pln, choć już go nawet zaklepałem. Uświadomiłem sobie, że głośny wydech zagłusza brzmienie silnika. A my uwielbiamy brzmienie mechanizmów silnika. A głośna puszka jednak ryczy wtedy, gdy trzeba i nie trzeba. Ci co powinni i tak usłyszą Smoka z daleka. Nowy olej bez nadruku na opakowaniu na jakiś czas wystarczy.

 

*********************************

 

Wynajmuję do różnych projektów różnych ludzi. Ocieramy się razem o dno sensu. Zbieramy na podatki, czasem przeklinając system i brak innych możliwości. Ale ten młody operator palnika do cięcia stali niewiele się odzywa. Prawie wcale. Nagle jednak oznajmił, że też ma GSX-R, ale 750, czyli mniejszego brata Byka. Przywieźli go z Niemiec pod dom, nie wie z którego roku pochodzi, ale sprawdził już, ile wyciska – 260 na liczniku. Potrafi docenić rolę amortyzatora skrętu na nierównej drodze, a o-ringi do gaźnika kupił po pięć złotych sztuka w sklepie z częściami do maszyn rolniczych. Bo oryginały zesztywniały i nie trzymały.

 

Gdy potężna przeciwwaga dziesięciotonowej koparki w kłębach dymu i snopach iskier upada z łomotem na beton pod wpływem działania jego ręki, wywołuje zmianę środka ciężkości maszyny i w efekcie krótki, agonalny dygot reszty demontowanej konstrukcji. Wtedy małomówny młody zakręca tlen dusząc płomień z dyszy palnika i przypomina sobie coś jeszcze.

 

Będzie kupował wakuometry, bo nigdzie nie ma dobrego mechanika. Twierdzi, że głośny, przelotowy tłumik uwolnił dodatkową moc silnika, o jaką go nie podejrzewał. Standardowego wydechu jednak nie wyrzuci z garażu, bo wie, że takie graty już nie potanieją. Są jak trofea.

 

  • Te silniki tylko na to czekają. Żeby ktoś pozwolił im na pełny przelot. Uduszone seryjnym tłumikiem, nie mogą się odezwać tak, jak powinny naprawdę – pokiwałem głową z uznaniem.

     

Obli 750 byli głośni. Piali z zachwytu. Im szybciej jechali, tym szybciej jechali, bo tak zrobili w fabryce, że to uwielbiały. Ten wzrost obrotów na pełnej petardzie.

 

Ten młody przepalacz, który z pracy do domu wraca na trzydziestoletnim GSX-R 750W, po gównianej drodze koło Bogdanowa też już to wie. O utrzymanie jego właściwego kursu na wybojach przy dwustu, dba seryjny, japoński amortyzator skrętu, który wciąż działa. Czy mógłbym wyobrazić sobie taką sytuację przy udziale FZR, albo ZZ-R z tamtych lat? Ciężko będzie, bo albo nie widziałem, albo jeszcze nie spotkałem. Spalone regulatory napięcia, gnijąca korozja, wypadająca dwójka i obrócone panewki – prawie nie istnieją, wystygły, nie pachną. Amortyzatorów skrętu chyba jeszcze im nie montowali. Wtedy nawet do tego nie doszli.

 

***************************************

 

Mistrz Rossi dojechał do mety. Dłuuuugo trzymał tempo. Po tylu latach nastąpiła w końcu i taka niedziela, że uznał, że wystarczy. Nawet jego młodsi rywale się zestarzeli. Pięć wyjazdów nocami na motocyklach do Brna na niedzielne MotoGP, siódma yamaha z kolei w jamie, Yamalube po Motulu i jedyny plakat w jamie jaki wisi, to obok niepotrzebnie wygiętych kobiet na kalendarzu od szwagra, właśnie jego podobizna. Dużo tego, jak na mnie.

 

Coś się zakończyło. Niedzielne popołudnie po ostatnim wyścigu stało się tak zwyczajne, że wziąłem psa i wyszedłem z domu, by powłóczyć się bez celu. Sorry Fabio, choć zapowiedziałem, że zostaniesz mistrzem świata, to już nie jest to samo. Cieszę się bo kibicuję, ale coś mi mówi, że po epoce Rossiego te tytuły staną się jednorazowe, a zwyczajnych mistrzów będzie zbyt wielu. A taka legenda jest tylko jedna.

 

Grazie Vale!

Komentarze : 0
<ten wpis nie był jeszcze komentowany>
  • Dodaj komentarz