
26.03.2023 22:30
Ma błyszczeć
Daro jest dyrektorem, który lubi być odwiedzany. A ja lubię go odwiedzać, tym razem na Smoku, to był środek lata, żniwa dla firmy Darka, szum podajników. Padło trochę opowieści z jego branży, trochę o sobie, trochę o nim, gdy Smoku promieniował rozgrzanym piecem 1,3 litra i oponami przed biurem. Przewiewna skórzana kurtka skrywała zbiornik paliwa przed upalnym słońcem, a otwarty, rejserowy kask czekał powieszony za pasek na rollgazie. Telefony dzwoniły. Wirowało.
Biuro pracowało, laboratorium badało zboże, waga ważyła ciężarówki, a i ich kierowcy zmagali się z presją czasu. Taka praca za kółkiem to prawdziwy wyścig. Marquez, którego wygwiżdżą za postawę na torze w Portugalii w pierwszym wyścigu sezonu 2023, wreszcie pojmując, że dla wszystkich lepiej byłoby w MotoGP bez niego, nie ma pojęcia o prawdziwym życiu. To tamci faceci z ciągników z naczepami mogliby go więcej nauczyć o pokorze i rywalizacji na krawędzi.
Po zimnej szklance wody nadszedł czas, aby powoli się zbierać. Wtedy Daro nieśmiało zapytał:
-
A mógłbyś trochę przyspieszyć tutaj na placu?
-
Na placu? Obok silosów, podajników, wagi i ciężarówek? Mało miejsca i ograniczenie do 10 na godzinę. Po co?
-
Tak tylko, żeby młodym laborantkom się spodobało.
Wzruszyłem ramionami, że to trochę dziwne, ale w porządku. Ubrałem skórę, rękawice bez palców, zapiąłem kask, odpaliłem Smoka. Cichy jest, ale na niskich i średnich obrotach robi pogłos z grubych ponad miarę rur kolektora i tłumika. Niewielu producentów robi akcesoryjne wydechy pod taki kaliber, ciężko dostać i jest drogo. 53 milimetry na wyjściu. W zamian brzmienie jest jakby bardziej wyczuwalne, niż słyszalne pod kopułą kasku. Taki wibrujący ton „MMMMMM”, który - według niektórych jakimś cudem słychać z daleka. Jak w moim Jeepie V8.
Powoli odjechałem ku przeciwległemu krańcowi placu, czyli tam gdzie zawracają ciężarówki, zawróciłem też i odkręciłem krótki rollgaz bez dłuższej zwłoki. Bieg pierwszy, krótko, drugi dłużej, trójka, ale tylko na chwilę. Przeleciałem obok ciężarówek, wagi i biura jak stuknięty, z niewielką przestrzenią na hamowanie. Smoku jednak staje w miejscu dzięki zaciskom z R1, więc bezstresowo wykończone zatrzymanie przed krawężnikiem po drugiej stronie placu.
Tak, wiem jak to wyglądało. Czarno – szara mara z brodą, łypiąca okrągłym reflektorem z niebieską poświatą z przodu zamieniająca się w widoczny teraz od tyłu, niczym nie przesłonięty lać opony bez błotnika ze światłem led od hamowania i żółtymi sprężynami od Ohlinsa. Buuuuuuuooooooa – MMMMMMMMmmmmmmmmmmmmm.
I już.
Gdy wracałem do biura, w oknie laboratorium błysnęło kilka białych fartuchów, ale to raczej przez któregoś z furmanów, czekających na wadze.
-
No Daro, to kiedy robisz prawo jazdy? - zagadnąłem dyrektora, czekając na otwarcie szlabanu na wyjeździe.
-
Nie mogę, okulista mi nie pozwala.
-
Przecież nigdy nie miałeś wypadku, zmień lepiej okulistę!
Odjechałem.
******************************************
W mojej pracy pomagam jak umiem wszystkim tym, którzy są tego warci. A to wszystko za darmo, albo co najwyżej - za pół darmo. To jedyny znany mi sposób, aby od początku pojechało to sobie samo. Ale od niesienia pomocy potrzebującym wynikać może też kilka przywilejów. Jednym z nich jest możliwość czerpania pełnymi garściami. Dlatego, gdy zobaczyłem zwłoki Simsona SR2 w hałdzie żelastwa, wskazałem na niego i zagadnąłem właściciela.
-
Bierz. Niech to będzie prezent od firmy.
-
Dzięki.
Sam prezes wyciągnął tą zardzewiałą ramę wraz z lampą, bakiem, kierownicą, kółkiem i błotnikami, by osobiście zapakować te szpeje na pakę Rudego. Natychmiast, jak spod ziemi wyłoniło się dwóch napalonych kupujących, miłośników oldtimerów, organizatorów międzynarodowych zlotów. Stanęli przy burcie i bajerowali, targowali niepytani. Nie sprzedałem. Zamiast tego, opuściłem przed nimi plandekę i zadowolony ruszyłem ze zdobyczą w stronę domu. Na samej mecie, na drodze stanęła kobieta:
-
Nie chcę widzieć tego złomu w biurze!
Nie chce widzieć Simsona z 1958 roku. Na szczęście nie każe mi wyjeżdżać za granicę, pożyczać od banków, a potem ciężko całe życie to odrabiać, by łyknąć odrobinę godnej emerytury przez kilka ostatnich lat. Rozumie mnie jak dotąd dość dobrze, mimo wrzasków, motocykli i sięgania na nich po drugą paczkę od czasu do czasu. Dlatego gdzieś go przechowam, aż jej przejdzie. Albo, aż o coś poprosi. To niesamowite, że stary Simson musi przetrwać jeszcze to. Twardy jest, choć zardzewiały i zdekompletowany. To symbol wszystkiego. Wielu miało pecha, że na niego nie trafiło. Bo utknęło w błędzie, że dziesiątki tysięcy, często pożyczone zagwarantują sedno i wzruszenie ze szczęścia. Cena nie gwarantuje osiągnięcia celu, jakim jest właściwy motocykl i spełnienie oczekiwań. Kto nie musi, niech nie jeździ.
************************************
Te nowoczesne motocykle są takie, jak teraz to wszystko. Bezimienne. Plug and play, jak ich niektórzy sprzedawcy.
Bo jednak zaskoczył już sam sposób przekazania Darowi rocznego sprzętu za grubą kasę i w mojej skromnej przy tym obecności. Żadnych procedur, kokard, sztucznych ogni, albo strzelających korków od szampana. No dobra, i tak na to nie czekałem. Ale, że nawet żadnej dłuższej, miłej i niezobowiązującej rozmowy? Wiele się zmieniło od czasów, gdy w 2003 roku sprzedawałem Fiaty Seicento i Alfy Romeo bez żadnego przeszkolenia. Byłem, naiwny, o połowę młodszy i źle ubrany. Ale i tak wszystkim, niezależenie od wieku, kalibru portfela i nastawienia wciskałem dobre słowo. Więcej dobrego słowa, bo tak się mówi.
A to było zwyczajne wypchnięcie motocykla poza próg wrocławskiego salonu Suzuki, gdzie otworzyliśmy drzwi przed sprzedawcą i motocyklem, bo reszcie obsługi już nie chciało się wstać. Jakby im tam zawadzał, w pośpiechu.
-
Jak u ciebie z motocyklami? – padło zapytanie – Bo nie wiem na którym z sześciu stopni kontrolę trakcji ustawić.
-
Jeżdżę na zwyczajnych motocyklach bez elektroniki, ale jedynkę poproszę. I kufry proszę zdemontować, bo będzie przeciskanie pomiędzy autami.
Potem słit focia w celach marketingowych czyli, aby umieścić wizerunek Darka - nowego, kolejnego nabywcy na fb, na którym zazwyczaj źle interpretują i niepotrzebnie komentują poważne sprawy przypadkowi kretyni. Na co Daro stanowczo się nie zgodził, bo niby po co. Ano po to, aby sprzedawca przedstawił jeszcze minimalny i przez to niepotrzebny opis funkcji wyświetlacza, po czym - wydaje się - że nastąpiło zdematerializowanie sprzedawcy na tyle błyskawiczne, że chyba nawet tego nie zauważyliśmy. Drzwi salonu zasunęły się z powrotem, bo było zimno, jak to w marcu przed siedemnastą. I to tyle.
To było niewiele z kilku możliwości zadziałania, jakie można podjąć, gdy twój nowy klient nie ma jeszcze prawa jazdy, a Suzuki GSX1000GT staje się jego pierwszą maszyną ever. To przecież i zabawne, i niepokojące zarazem. Każdemu z moich klientów otwieram drzwi biura najszerzej jak potrafię, choć towar nie ma prestiżu. Bo odrobinę się szanujemy. Ale kogo to w Suzuki obchodzi.
Ale sam sprzęt – mimo, że bezimienny, trafił się kozacki. Jazda na nim do grajdoła, była testem tego, co i jak wiele obu nas z Darem ominęło. I zobrazowaniem tego, jak stare olejaki zagrodziły mi drogę do cyfrowych maszyn z quickshifterami oraz po co przez tyle lat aż do tej pory Daro ufał tylko jednemu okuliście, który odmawiał mu prawa jazdy na motocykl. Oraz na ile obsługa nowej maszyny przypomina teraz odpakowywanie nowego telefonu z reklamy, a nie rytuał przejścia dla drogowego wojownika.
Prawie 240 na godzinę było bardzo syntetyczne. Prawie zero fałszu. Odpalasz petardę i niedługo potem to masz. Jedynie niedopracowana, akcesoryjna szyba wywoływała dokuczliwe drżenie kasku pod wpływem turbulencji. Kasku, który zawsze zachowywał się stabilnie podczas jazdy na gołym Smoku, a którego o żadne wibracje do tej pory nawet nie podejrzewałbym. Nawet krótka szyba w GSX1100R też nie wywołuje takiego drżenia. Dlatego wolę golasy, bo nie mają niczego nawieszanego. Bo jest tylko rurka kiery. Bo wszystko bierzesz na siebie. Bezwarunkowo. Na szczęście standardową, krótszą szybę wraz z kuframi Daro wiózł w bagażniku.
W tym GT stanowczo brakowało pewności prowadzenia w zakręcie. Może to przez opony - zamiast Michelin, ma założone od nowości coś, co jest opisywane jako tańsze, cięższe, twardsze, ale o matko: przeznaczone nawet na tor, co akurat jest nieistotne podczas jazdy w marcu na zimnej AOW. Albo może to było jedynie za niskie ciśnienie powietrza. A może to Smoku i Byku są tak dobrzy na Michelinach, że jak dotąd słuchają nawet w marcu. Nawet na zimnym asfalcie.
Pierwsza jazda po zimie to zawsze jest coś, ale na GT jest jeszcze czymś więcej. Mimo, że w obsłudze przełącznika kierunkowskazów przeszkadzała grubość rękawic na chłodne dni. Za to podgrzewanie działało lepiej, niż bardzo dobrze. Wyświetlacz czytelny, świetnie zaprojektowany graficznie. W lusterkach widać w wąskim zakresie, bo rozplanowano je dość daleko od kierowcy, albo są za małe. Osłona aerodynamiczna poza wspomnianą, za wysoką szybą - doskonała. Quickshifter precyzyjnie przebija w dół i w górę, później spodoba się nawet początkującemu Darkowi. Początkującemu Darkowi spodoba się też parę innych bajerów, jak low RPM Assist, nie pozwalający zadławić silnika na wąskich nawrotach, by nie upaść na twarz. Ale najbardziej przyspieszenie, jakie mu zaprezentował GT, gdy wyprzedziłem go w jego żwawym Peugeocie. I wszystkich innych.
Wieczorem w marcu widok motocykla na drodze jest jeszcze czymś nietypowym, więc wielu kierowców w super brykach, zwyczajnych osobówkach, dostawczakach i ciężarówkach na zakorkowanej po wypadku A4, ofiarnie ustępowało miejsca na swobodny przejazd motocykla, dziękujemy. Potem ucząc jazdy Darka spoza motocykla zobaczę i pojmę dlaczego: reflektor świeci zbyt wysoko, oślepiając. To niedobrze, bo innym kierowcom jest też trudniej oszacować z daleka prędkość i miejsce motocykla na drodze.
Daro wybrał świetną maszynę, czarną, mocną i przez odbiorców nieco niedocenianą. No i od Suzuki. Sam wybrałbym to samo. Nieistotne, że charakter i przeznaczenie GT nie pozwolą na podjazd pod wielką górę po rozpieprzonej drodze i kamorach w jakiejś Rumunii. Adwenczery też szybko odpowiedzą na pytanie dlaczego nie lubią szutrów za siedmioma górami i lasami. Motocykl w podróży ma się trzymać asfaltu, a po terenie niech jeżdżą inne sprzęty, najlepiej enduro. Przede wszystkim sprzęt ma błyszczeć, nawet czarny i mieć proste obręcze kół, poszycie nieskatowane trudem i znojem.
Poza tym, nawet brzmienie seryjnego wydechu w GT jest wystarczająco męskie. A że to litr na samiuśki początek? Przecież silnik jest jak penis: nigdy nie jest za duży.
Archiwum
- wrzesień 2023
- sierpień 2023
- maj 2023
- kwiecień 2023
- marzec 2023
- luty 2023
- listopad 2022
- październik 2022
- wrzesień 2022
- lipiec 2022
- czerwiec 2022
- maj 2022
- marzec 2022
- luty 2022
- styczeń 2022
- listopad 2021
- październik 2021
- wrzesień 2021
- sierpień 2021
- lipiec 2021
- czerwiec 2021
- maj 2021
- marzec 2021
- styczeń 2021
- grudzień 2020
- listopad 2020
- październik 2020
- sierpień 2020
- lipiec 2020
- czerwiec 2020
- maj 2020
- kwiecień 2020
- marzec 2020
- luty 2020
- grudzień 2019
- październik 2019
- wrzesień 2019
- sierpień 2019
- maj 2019
- kwiecień 2019
- luty 2019
- grudzień 2018
- lipiec 2018
- czerwiec 2018
- maj 2018
- kwiecień 2018
- luty 2016
- styczeń 2016
- grudzień 2015
- styczeń 2015
Kategorie
- Na wesoło (677)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)