Najnowsze komentarze
Moment z dołu to jest to.
nemo2 do: Puchary
Moja cbr900rr sc33 oprócz serwisu ...
Dzięki Thrillco, ostatni xjr jest ...
No mniej lub wiecej wiem jak jest ...
Ta pozycja jest taka zaangażowana ...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki

10.09.2023 23:49

Suki nie dla każdego

Zrobiło się ciemno w biały dzień. Często tak jest, że gdy wypuszczam klamkę sprzęgła robi się pochmurno i mrocznie. Chmura z burzami i wichurami nadciągała od zachodu, a Smoku kierował okrągły reflektor z mini owiewką jej naprzeciw. Alerty i zdjęcia powalonych drzew atakowały we wszystkich wiadomościach od rana. Smoku jednak musiał zmoknąć, a jazda miała zamienić się w koszmar. Bo wyjechał na to spotkanie bezwarunkowo, dla starego kumpla. Z zamiarem ogrania burzy, wykiwania losu, nawet jeśli pierwsze, ciężkie krople wielkości wiśni, uderzały w twarz pod kaskiem bez szczęki. Byle wyruszyć wreszcie razem. A burza właśnie przybyła nad Smoka i stację paliw, rozbłyskała piorunami.

 

Chcieliśmy pojechać w starym składzie po wieloletniej przerwie. Bo K1300R odjechał w swoją stronę jeszcze w czasach wariatki XT660X, wyprodukowanej jak się okazało z chińskich części w Europie, a to już nie było to samo. Okazała się trochę tandetą. W międzyczasie pojawił się u Krisa GSX-R 1100 po tuningu wizualnym w stylu german style. Tak, tym z wykrzywioną w górę dupą, jak u kota zadzierającego ogon, by okazać zdumionemu światu czarną dziurę w tym miejscu.

 

Z którym zrobiliśmy tylko jedno średnie kółko i wyszło tak sobie. Po kosmicznym BMW K1300R Kris nie zrozumiał zachowania swej analogowej suki 1100 na drodze. Wydawała mu się stara, ciężka i nieporęczna. Bo jak podkreślał – była tania. Mimo, że podobał mu się jej brat Byku, którego wynalazłem wcześniej, jako oryginalny, kompletny, ale przecież - pewnie według niego niepotrzebnie – był trzy razy droższy.

 

Coś przeminęło. Broniu i K1300R stanowili duet od wypraw przed laty, również do Niemiec, Czech czy Austrii na Grossglockner w osiem godzin, na czas. Z tankowaniami co 160 kilometrów przez wysoką średnią narzucaną przez Bronia, o czym wspominaliśmy na riderblogu. Na prawie całym odcinku poza limitami prędkości, z tylko jednym mandatem dla Bronia, jako prowadzącego. Jedyną wadą tamtego duetu, był zbyt mały dystans, jaki K1300R utrzymywał zawsze. Nawet inni kilka razy widząc to, ostrzegali, żeby chłopu coś powiedzieć, zwrócić uwagę, bo to nie żarty. Ale nie słuchał. Broniu więc zwalniał ponad miarę przed i na zakrętach, zmniejszając ryzyko do minimum. Bał się napierającego K1300R i uderzenia w plecy. Szczególnie po tym, gdy beztrosko śpiący przeszedł metr obok na A1 w Austrii, przy przelotowej 190 i bez mrugnięcia okiem, bo przespał moment zamknięcia ciągu w prowadzącym dwójkę Broniu, w odpowiedzi na widok niebezpiecznej sytuacji z przodu.

 

  • Na czym przyjedziesz, bo nie wiem, którego odpalać? - zapytał przed wyjazdem w burzę Kris.

  • Na Smoczku, bo nie pozwalam, aby na Byka spadła jedna kropla deszczu. To najlepszy motocykl, jaki miałem, dlatego zostaje w jamie, skoro ma lać. Zabierz proszę ZZ-R 1400, chciałbym go wreszcie dokładniej zobaczyć.

     

Kris był jak zwykle spóźniony. Do końca nie wierzył, że pojedziemy, bo a nuż postraszy burza. Kierując się rokersowym wizerunkiem oraz danymi technicznymi ostatniego XJR, którego nie widział jeszcze na drodze, nie wybrał supermocnego ZZ-R. Zamiast na Kawasaki, podjechał na jeszcze bardziej popsutym GSX-R 1100 bez błotników i jakby z litości dla XJR, upodabniając się do Smoka. I sprawił zawód.

 

Takiego okazywania motoempatii Smoku nie lubi. Bez jaj! Przecież dobrze pamiętamy, jak jeździliśmy. Wiedzieliśmy, o co chodzi w tej grze. Nawet jeśli dziś wszyscy zwolniliśmy. Smoku mimo mniejszej od suki o pięćdziesiąt koni mocy, nie poczuwał się do roli słabego motocykla dla którego przyjeżdża się też na tym słabszym starym, zamiast na nowym, dwustukonnym. Podwójny Akrap i pojedynczy Arrow wspólnie zagłuszyłyby każdą burzę. A tak, przyjechała chińska rynna. Z plastikowym korkiem w roli db-killera. Tak, jednak za szybko zestarzeliśmy się.

 

GSX-R 1100 był popsuty, bo ulepiony jeszcze inaczej i od roku mianował się nie skończonym customem. Czyli dla mnie - jedynie radosną wydumką. Jak te wszystkie inne, które powstają wtedy, gdy komuś coś się wydaje, a o których musieliśmy się rozpływać w superlatywach w gównianych moto-gazetach, które nie przetrwały. Bo wydumka powstaje wtedy, gdy komuś się wydaje, że kable instalacji w motocyklach są za długie, ogony za ciężkie, kokpity i zegary niepotrzebne, a seryjne światła i niedrgające lusterka tandetne. Wychodzi to prawie zawsze odwrotnie.

 

Krisowi też, dlatego mu powiedziałem. Powiedziałem mu, że nie mam pojęcia co jest przyczyną problemów jego okaleczonego w garażu, japońskiego motocykla, skoro wcześniej uznał, że ulepszy go po swojemu. Tradycję, doświadczenie w sporcie i na ulicy oraz całe to japońskie know-how o budowie solidnych motocykli diabli wzięli do reszty, gdy któregoś wieczoru Kris chwycił za farbkę w spraju i kombinerki.

 

  • Podoba mi się twój motocykl, nawet jeśli nie jest to prawdziwy cafe racer – powiedział to w końcu, zanim wyruszyliśmy, widząc Smoka XJR z 2016 wreszcie na żywo. - A nie chciałbyś sobie zmienić albo chociaż naprawić tego obitego tłumika?

  • Nie chciałbym. I nie mam pojęcia, czy mój XJR w ogóle miał być, czy  jest cafe racerem – odparłem – Wiem, że ma lekko jeździć, mocno hamować, intuicyjnie skręcać. Przy okazji to dobrze, że nie ma ciężkiego ogona, blaszanego baku jak beczka, a silnik, ramę, kolektor i widelec zrobili na czarno. Jeśli motocykl jest świetny, nie potrzebuje zacisków od Brembo, czy elektroniki. Sam się prowadzi, więc nie musi być jakimkolwiek racerem, albo innym technogniotem z tabletami. Nawet dziennikarze i fani dotychczasowego modelu XJR nie uznali go z powodu pojedynczego komina i plastikowego baku. A pewnie nawet na nim nie jeździli w odpowiednich warunkach, kiedy naprawdę rozwija żagle.

 

Ruszyliśmy uwzględniając kierunek wiatru, układ burzowego frontu i prognozy z aplikacji. Udało się wykiwać burzę, nieoznakowany radiowóz z kamerkami i ślepy los. I wtedy, po spokojnej jeździe - by uniknąć awarii w wydumce i w konsekwencji zmarnowanego na akcję ratunkową wieczoru, przy okazji następnego postoju wreszcie się przelało:

 

  • Nie umiem na tym skręcać – oznajmił Kris – Nie czuję się pewnie. Ten motocykl dziwnie się prowadzi, w dodatku nic za sobą nie widzę, bo odkręca mi się to jebane lusterko i przekłamuje chiński prędkościomierz.

  • Do tego chińska lampa LED ci nie świeci, w ogóle nie widać ciebie na drodze w tak pochmurny dzień, jak ten.

  • Ach nie! Właśnie, że świeci, tylko muszę dać mu na „długie” - i dodał jeszcze – No i nie wiem na ile jeszcze mam paliwa, zerkniesz mi do baku?

 

Zerknąłem. Było pół, ale skąd mógł o tym wiedzieć, skoro wskaźnik rezerwy też uznał za zbędny? Ale widziałem to. Widziałem jak świetną maszynę zmarnował. Silnik jego starej suki nie miał wycieków, a zbiornik paliwa żadnych śladów korozji wewnątrz. Trochę kopcił na otwarciu, ale zabierał się do roboty w starym, dobrym stylu wylewając za dużo benzyny na tłoki. Czuł bluesa, nawet na tej chińskiej rynnie. Wytłumaczyłem, dlaczego zazwyczaj zmienia się olej wraz z filtrem i jak go wykręcić bez demontażu kolektora w tym modelu, bo nie uwierzył, że to możliwe i przez to nalał nowego do starego.

 

  • W każdej chwili mogę wrócić do oryginału – rzucił w końcu rozbrajająco.

  • Ale jak? Podpinając przedłużacze? Kto to teraz polepi na nowo?

  • Prawda jest taka, że na ZZ-R bardzo dobrze, lepiej jeździ mi się po zakrętach. Opony mam tam zamknięte, nawet lecą z nich wióry na rantach, a tutaj nie. Nie wiem jak się składać na tym GSX-R.

  • Mam te same gumy w Smoku i ich zamykanie na zwykłej szosie jest prawie niemożliwe bez osiągania wyścigowego kąta pochylenia. Tak ostry mają profil, tak bardzo są ukierunkowane na jazdę z dużą mocą na tylnym kole na wyjściu z torowego zakrętu. To niesamowite, że dokonałeś tego na naszych gównianych i zatłoczonych drogach. Bo niby gdzie?

  • Naprawdę.

     

Poza tym jakoś nie mogłem uwierzyć, że taka krowa jak ZZ-R 1400 nie nauczyła Krisa tego, jak jeździć na starym bo starym, ale jednak lżejszym i okrojonym ze wszystkiego gixxerem. W którym wystarczy odepchnąć odpowiedni clip on w przeciwskręcie, żeby akurat ten motocykl i to nawet z dwoma osobami na pokładzie oraz bagażami sam zrobił wszystko, co trzeba i jeszcze całą resztę. Nawet na ciasnym rondzie. Nawet jeśli uchodzi za najcięższą wersję gixxa, to wciąż jest stabilny i zwrotny. I odwrotnie: to stary, nieco rozchybotany w tym porównaniu GSX-R 1100 z 94 roku powinien nastawić pilota na to, że po przesiadce na ZZ-R1400 nowszej generacji, motocykl ten mógłby się okazać jeszcze lepszym w zakręcie. I rzeczywiście zedrzeć ranty opon. Ale tego na razie nie wiemy, jedynie znamy ze słyszenia.

 

Ruszyliśmy wzdłuż granicy z Czechami, ale już po ich gładkiej stronie, wciąż uciekając burzy i podmuchom wiatru. Na początku Smoku prowadził spokojnie, ale podkręcony wątpliwościami z rozmowy Kris zaczynał wyprzedzać, przyspieszać raźniej. Gdy dobrodusznie po każdym odpaleniu petardy w okrojonej suce ustępował pola Smokowi, wracał na drugą pozycję, ale jak zawsze był tam zbyt blisko. Smok trochę swoje wie. Postanowił nie pozwolić na wyprzedzanie, a potem zdecydował nawet strzepnąć z pleców naciskającego towarzysza pierwszy raz w życiu, dość egoistycznie. By powiększyć dystans, a w końcu wręcz zgubić go na odległość kilku prostych i zakrętów, żeby przepadł bez wieści. Mimo, że też znał dobrze tamtą drogę.

 

Sekwencje krętej, podstępnej i wąskiej drogi pozwalały na otwarcie przepustnic wcześniej, a czasem także na ich niezamykanie. Wszystko porobione wysokimi biegami, żeby z oddali nie zdradzać punktów rozpoczęcia otwierania lub zamykania ciągu na głośnym wydechu. Trochę jak w kuchni. Różne składniki, różne techniki. Każdy metr drogi nabrał znaczenia. Nawet przepływ pędzącego powietrza pomagał w wyhamowaniach do łuku. Głowa niżej, jakby bliżej jezdni i środka ciężkośći motocykla. Klamka hamulca subtelnie, bez nerwów. Linia jazdy jak najłagodniejsza. Silnik bez przekręcania obrotów ponad miarę. I tak oto z kumpla od motocyklowych wycieczek, Kris zamienił się drugi raz w rywala. Pierwszy miał miejsce na samym początku, jeszcze z GSR600.

 

- Za mocno hamujesz.” - podsumował wtedy z przekąsem, choć na propozycję zamiany nie chciał pojechać przodem, za małymi wyjątkami prawie nigdy przedtem, ani potem. Nie mogłem wtedy jeszcze wiedzieć, z kim mam do czynienia. Czy w ogóle można na typie polegać. istotny był tylko jego K1300R.

 

Natomiast teraz zabawa polegała również na tym, że Smoku zwalniał i przyspieszał na zmianę, droczył się. Zwalniał, żeby zebrać dane: podejrzeć w stabilnym lusterku jaki kąt wychylenia jadąc z tyłu przybiera suka w określonych miejscach, jak hamuje i na ile przyspiesza. Było nieźle. Kris robił tam co tylko mógł, miło było popatrzeć. Ale to było za mało. 

Wiem po krótce, co zadziało się tam z tyłu. Po pierwsze gażnikowiec starej suki jeśli kręcił się poniżej ośmiu tysięcy, nie miał tego odepchnięcia, co Smoku na 4000, czyli wcześniej. Gdy tylko Kris przyciskał go bardziej, a silnik zaczynał pracować naprawdę, nadmierny przyrost mocy na niewłasciwym biegu wynosił sprzęt poza obraną linię. Katapultował w przestrzeń. Nie mając obrotomierza, zakres przyrostu nadmiernej mocy łatwo przegapić w tym schizofrenicznym w pewnych warunkach silniku. Do tego minimalna zwłoka w reakcji na ruchy rollgazu i jakby wściekłe poszarpywania silnika w odpowiedzi na zamknięcie przepustnic. Poza tym układ hamulcowy z sześciotłokami Tokico działa raz słabiej, raz mocniej, niedokładnie, w zależności od częstotliwości i mocy hamowania. Szybko stygnie i słabnie, a rozgrzany chwyta za mocno. A na zwyczajnych klockach hamulcowych jest tępy, bez wyraźnego progu zadziałania. Do tego wyważenie maszyny, z tradycyjnym dla Suzuki większym naciskiem z przodu. To wszystko sprawia, że każda droga wydaje się za wąska, zakręt za ciasny, a prosta do rozbudowania prędkości i potem wyhamowania - za krótka. Do dynamicznej jazdy na GSX-R 1100 potrzeba kozaka. Kropka.

Smoku uciekał zawsze wtedy, kiedy zechciał. I od razu. Gdy tylko znikał z pola widzenia suki, odkręcał więcej, korzystał z możliwości, rozwijał chwilowo kosmiczne prędkości, jeśli tylko następne zakręty były szybsze, a proste dłuższe. Z dobrą perspektywą i widocznością przebiegu jezdni. Bez jednej przesiadki dla głębszego wychylenia, jednego nacisku. W krótkich butach, dżinsach, w rękawiczkach bez palców, w kasku z otwartą szybą. To było upajające. I miażdżące. Mogło trwać bez końca. Bo Smoku leciał wykorzystując jedynie część swoich możliwości. A i to okazało się za szybko.

 

  • Nigdy tak nie było – powiedział potem prawie szeptem smutny Kris, podczas następnego postoju – Zawsze przecież nadążałem.

  • Ale wiesz, że to dziś było powoli. Nic takiego się nie zadziało.

  • No widzisz, a ja teraz jeszcze bardziej boję się tego motocykla, sprzedam go. I kupię też XJR1300.

  • Dlaczego? Daj sobie więcej czasu. GSX-R 1100 to wymagająca maszyna, ale kompetentna.

  • Kompetentna? Tam, gdzie już nie dawałem rady, ty jechałeś prawie slalomem...

  • No tak, XJR idzie jak skalpel. I robi wszystko na luźnych łokciach. Tego rzeczywiście jeszcze w moich motocyklach nie było. Sam nie wiem jak to możliwe. Nawet moja „sześćsetka” tak nie chodziła.

  • Kupię XJR.

  • Bierz, tylko nie wiem, czy wszystkie inne modele i roczniki też tak jeżdżą. Trzeba to sprawdzić, bo sam silnik w tym sprzęcie to ciepła klucha, a jakość materiałów i wykonania w porównaniu do Suzuki - różna. Dopiero po wymianie wydechu na Arrow, nie opieram w Smoku nadgarstka na ograniczniku rollgazu, bo nie ma już takiej potrzeby. Bo jego moment obrotowy też nie jest jakiś tam wielki i odczuwalny przy takiej pojemności i jednak trzeba go docisnąć.

     

     

Jak na razie więcej razem już nie jeździliśmy. Nie próbowaliśmy nawet z Kawasaki ZZ-R1400 i trudnym Bykiem 1100, żeby wyrównać szanse.

 

Kris wkrótce sprzedał sukę na chińskich lampkach, szkoda. Dla przykładu Byku wiele uczy. Może to dzięki niemu Smoku leci prowadzony na luźnych łokciach, bez przeciwskrętu. Prowadząc Byka otrzymałem jakoby promocję do następnej klasy, jazda na nim to taki kurs przyspieszony. A Krisowi nie zdążyłem powiedzieć jednego, że tamte motocykle jadą tylko przeciwskrętem. Z drugiej strony i tak by nie posłuchał.

 

Nie wracaliśmy już do rozmowy.

 

 

     

 

     

Komentarze : 1
2023-09-11 18:59:27 Jazda na kuli

Moment z dołu to jest to.

  • Dodaj komentarz