Najnowsze komentarze
A cóż to tu tak poznikało ;) ???
Gratuluję zakupu! Też spotkałem si...
Okularbebe2 do: 2022
Dziękuję, szacunek za start przy t...
DominikNC do: 2022
Nie lubię tego oczekiwania. To już...
Okularbebe2 do: 4:24
Dzieki Calmly. Jak linie papilarne...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki

13.11.2020 11:35

Obły na zimno

Ani jednej linki, ani innego podejrzanego elementu. Żadnych, chińskich śladów. Wszystko z Japonii. Ani kawałka innej typowej, mechanicznej „podpuchy”: że niby zacisk od BMW, a po drugiej niewidocznej stronie odlewu jak byk widoczne wyraźne wytłoczenie Tokico – tak, jak to ukrywał K1300R. Żadnych jakichś tam Magneti Marelli, M Performance, czy Bosch. Nawet zbiornik gazu tylnego amortyzatora to wyłącznie Suzuki.

 

Dlatego po trzydziestu latach w październiku wciąż odpala. Najpierw rozrusznik popycha tłoki na sucho, bez oliwy, bez benzyny. Kręci słabo, jakby na małym prądzie, ale pierwszy Obły też tak miał, więc tak ma być. Gdy pompa poda olej, mechanika ucichnie, czerwona lampka złego zgaśnie zanim jeszcze maszyna zaskoczy. Z kolei obracając wałem, tłoki wytwarzają podciśnienie, które to z kolei za pośrednictwem przewodu podłączonego do króćca gaźnika nr 4, otwiera membranowy zawór w kraniku paliwa, o dwóch wyprowadzeniach dla obu par gaźników.

 

Nie włożysz tam ręki, ani palca bo nie ma miejsca. Możesz jedynie wysunąć ssanie z boku i przytrzymać przycisk rozrusznika. Dopóki podciśnienie nie pociągnie paliwa z krainy wiecznej ciasnoty, gdzie każdy przewód, złączka, czy nakrętka musi znaleźć się w ściśle określonym położeniu, nic nie zadziała. Na zupełny przypadek też nie ma tam wolnej przestrzeni. Wszystko podporządkowane funkcji, niczego nie uda się też zobaczyć, dopóki nie odkręcisz i nie uniesiesz wielkiego baku. Dlatego trzeba złożyć to wszystko raz w roku, a dobrze. Nie uwzględniałem wszystkich tych zmiennych od razu. Dlatego trzy lata temu stałem się bezmyślnym wandalem i niechcący odłamałem przez nacisk na ramę przy demontażu to, co mi przeszkadzało – plastikowe pokrętło kranika. Warte miliony. Od wtedy nie mam możliwości przestawiania zaworu pomiędzy przelewem, pełnym otwarciem, a rezerwą. Nie szkodzi, do tej pory nie potrzebowaliśmy tego. Kiedyś kupimy.

 

Prosto, Obły powinien stać prosto, żeby podczas pierwszego odpalania dawka paliwa dotarła w miarę po równo i co ważne szybko do wszystkich czterech cylindrów. I tak załapie najpierw tylko jeden. Zaraz potem reszta, ale ten sposób odpalony długo kręci się powoli, na zaledwie 1500 obr./min. Mimo wysuniętego w pełnym zakresie układu zimnego rozruchu silnik jakby sam od siebie, powoli i stopniowo nabiera prędkości. Jakby w trosce o swe trzewia robi to tak, żeby nic się na zimno nie urwało.

 

Zdarzało mu się zakopcić na niebiesko, na początku parkowania w Jamie. Teraz i od jakichś dwóch lat tego już nie ma, ułożył się. Oleju na razie nie bierze. Zapach z wydechu to typowy skład spalin benzynowego silnika w najczystszej formie – bez katalizatorów i troskliwych komputerów. Taka odrobina zbyt bogatej, rozruchowej mieszanki to coś, co otwiera te wszystkie zamknięte na głucho klapki w głowie, kiedy nie jeździmy. Gdy jesteśmy uśpieni. Przypomina o tych wszystkich dniach własnej chwały na motocyklu. Kiedy świeciło słońce, asfalt wirował, a maszyna przecinała gorące powietrze i przestrzeń na pół. Gdy silnik wydawał z siebie jedyny, słuszny skowyt czterech w rzędzie na dziesięciu tysiącach. Dlatego na dziesięciu, bo wtedy Obły pracuje inaczej. Ostrzej. Jak on.

Właśnie nabiera temperatury, gdy wskazówka wchodzi na cztery tysiące. To znak, że można zasunąć ssanie o połowę. Obroty spadają do 2000. Na pokładzie spokój, silnik idzie na tyle równo, że układ zimnego rozruchu można już zamknąć całkowicie, nigdy nie gaśnie. Ale jeszcze nie. Niech sobie tak idzie, zanim wrzucę pierwszy bieg.

 

Gdy maszyna jest zimna, wydaje się sztywna i tak samo drętwo się prowadzi. Niby wszystko robi tak, jak zwykle, silnik pracuje równiutko, ale to nie jest to samo. Wrażenie nadwagi, słabych hamulców i braku mocy pozostanie na jakiś czas dominujące. Tak będzie do pierwszej dłuższej prostej. Gdy zrobi się więcej miejsca na drodze, wskazówka uniesie się wyżej, a silnik odpowie budowaniem mocy i znów będzie jak dawniej. Wylot przepalonego wydechu nie wydzieli prawie żadnego zapachu. Kurtka nigdy nie pachnie starymi gaźnikami.

 

Gdy Obły sunie bocznymi drogami, nie jest istotne to, dokąd zmierza i po co. Ani to, czy ma jechać szybko, czy wolniej. Te wszystkie zapytania mogą pozostawać bez odpowiedzi choćby dlatego, że wszystko inne trzeba bez przerwy uzasadniać.

 

Na pewno rytuał przejścia, gdy nierozgrzany motocykl staje się znów gorący. Gdy ciężki przód z silnikiem w ramie, oparty na twardej i zimnej oponie stanie się znów lekki... To elementy zjawiska, do którego dążymy. Na pewno sam dźwięk silnika, który dociera do mózgu w prostym, niczym nie zabudowanym przekazie mógłby być celem samym w sobie. Ale wtedy wystarczyłby przecież dobry kabriolet.

 

Czy może to dlatego jedziemy, że szum przecinanego powietrza wywołuje jakiś stan oczyszczenia duszy, stan jej wyzwolenia? To wszystko jest jakimś zjawiskiem, z którego można zrezygnować. Które niesie niepotrzebne ryzyko. Które czasem składa ofiarę. Ludzie zabierani z Obłym na innych motocyklach, bez przerwy gadają. Często nie dostrzegają sedna. Próbują, ale nie widzą. A tego nie trzeba omawiać. Wystarczy być. Na daliby rady o tym tutaj przeczytać.

 

Bo nie ma sensu tego uzasadniać. Kto nie musi niech nie jeździ, jak mawiał w swej książce Marcin O.

 

Gdy Obły pochyla się z lekka na zakrętach, raz w lewo i dwa razy w prawo, lub odwrotnie, cieszy poczucie mocy, samodzielnie dozowanej energii, którą wyzwalają jego dwa koła. Przecinając nie wiadomo już który raz z kolei tę samą przestrzeń znajomego lasu, wciąż nie można doznać nudy. Każda, ale to każda bez wyjątku nawet krótka podróż jest inna dla Obłego. To, jak został rozplanowany kokpit, wypukłe klosze zegarów, aby nie oślepiały odbiciem blasku słońca, czy gładki ciąg silnika z nutą wibracji w tle, ma sprawiać, że ta jazda nigdy się nie znudzi.

 

Fajnie jest przytrzymać go na hamulcu przed zakrętem. Fajnie jest zejść o dwa biegi w dół i otworzyć mu do dziesięciu tysięcy na prostej pod górę. Fajnie jest nie zrobić nic i po prostu trzymać za clip-ony całe to wyścigowe dziedzictwo.

 

Gdy bywa mi trudniej, otwieram zdjęcia starych, wesołych GSXR z lat 80 i 90-tych. Ich starzy jeźdźcy są zazwyczaj usmiechnięci, często siwi, albo łysi, z dużymi brzuchami. Ich motocykle suzuki bez jednej chińskiej linki są z nimi od lat, bywa, że od początku. Zdjęcia są pogodne, przydomowe, wręcz rodzinne. Czasem ktoś z nich w niewyraźnym kadrze pali gumę za młodu. Ktoś inny bierze udział w wyścigach z epoki. Bohaterowie.

 

Z Obłym jestem małą tego częścią. Tak jak tamci faceci będziemy trzymać za jego clip-ony dopóki tak się da.

 

Obły doleciał do ostatniego przed tankowaniem skrzyżowania. Powoli go wyłączam, powoli go oglądam, powoli otwieram wlew do baku. Tankuję z namaszczeniem. Cieszę się, gdy wlewam dużo, pod sam korek. Wyszło sześć litrów z małym hakiem na sto kilometrów. Wiem, że później będzie trochę trudniej na drodze, bo ciężar maszyny zatankowanej do pełna, namacalnie wzrośnie. Obcy ludzie zagadują czasem. Wśród nich są też ci, którzy mają w podobnym wieku na przykład kawasaki. Pytają o poradę, co powinni zrobić gdy ich sprzęt z jakiegoś powodu nie bangla, albo za dużo pali. Czują, że mogę wiedzieć i pomóc.

 

Ale nie wiem. Obły świruje tylko w niewielkim zakresie, czyli tylko na tyle, na ile umiem temu zaradzić. On wie, że nigdy nie chciałbym go oddawać żadnemu mechanikowi, ani nikomu. Dlatego, gdy go czasem przyciskam do limitu, pozwalam mu długo odpoczywać. Potem miękko go prowadzę, bez presji. Do następnego razu.

 

Podjechał Hornet. Zaparkował po drugiej stronie parkingu. Czuję, że chciałby podejść i popatrzeć. Nie zdążył. Obły odpala silnik na basowym Laserze. Jest małym i niskim motocyklem. Wygląda niepozornie. Tylko udaje, że jest powolny, bo stary. Że przeważnie pracuje na niskich obrotach. Dopóki wkładam wkładam rękawice. Odjedzie też spokojnie, ale za skrzyżowaniem otworzy szerzej tak, że zniknie nagle, ale głośno. Żeby było go długo jeszcze słychać. Żeby odpowiedziało mu echo na pustej po jego odjeździe drodze i stacji benzynowej.

 

Takich motocykli już nie produkują.

Komentarze : 2
2020-12-12 16:51:29 BlogMoto

test komenatrza

2020-11-22 22:14:10 alonzo

Motolupa, czy mógłbyś do mnie napisać maila: tomek@scigacz.pl lub na Facebooku - https://www.facebook.com/ototomasz - mam do Ciebie prośbę odnośnie riderbloga

  • Dodaj komentarz