Najnowsze komentarze
A cóż to tu tak poznikało ;) ???
Gratuluję zakupu! Też spotkałem si...
Okularbebe2 do: 2022
Dziękuję, szacunek za start przy t...
DominikNC do: 2022
Nie lubię tego oczekiwania. To już...
Okularbebe2 do: 4:24
Dzieki Calmly. Jak linie papilarne...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki

07.09.2019 16:50

Jak bez kasku

Obły zatrzymał się na polnej drodze w południowym słońcu. Niedaleko od gładkiej, austriackiej szosy. Krętej, w dodatku wznoszącej się i opadającej wraz z rzeźbą sielskiego krajobrazu. Takiej wymarzonej. A przynajmniej wyczekiwanej od dawna. Okolica wydawała się parować od gorąca. Niebo prawie na wprost przecinały trzy rozmyte obłoki na dużej wysokosci.

 

Nawet podłoże polnej drogi było równe, usypane drobnym kamieniem o jednakowej frakcji granulometrycznej. Jej dwie, równoległe ścieżki, wytyczone dla rolniczych maszyn kołowych, wiodły wprost i daleko stąd, dzieląc panoramiczny widok na dwie, niesymetryczne połowy. Można byłoby pojechać tamtędy nawet Hayabusą aż do końca i zawrócić pod miasteczkiem w tle, bo po drodze żadnej dziury, koleiny, czy rozjeżdżonego błota. Jej mocarny silnik niespiesznie westchnąłby na niskich obrotach obydwoma wydechami, a kamyczki zachrobotałyby szorstko pod ciężką oponą 190 mm.

 

Po lewej, na horyzoncie rozciągały się plantacje, po prawej zielenił las. I wokół nikogo. Tylko gdzieś tam w dali poruszał się wielki traktor, obrabiając pole. Siał ziarno i muzykę od sześciu cylindrów. Nie było widać żadnego dymu z wylotu zakrywanego klapką komina, zatem czyste filtry i paliwo. Potężny diesel w znakomitej kondycji.

 

Obły odpoczywał w słońcu. Pewnie nigdy nie spodziewałby się, że z ciemnego kąta w zakurzonej stodole trafi w sam środek motocyklowej galaktyki. Będzie zmieniał biegi, pochylał się w zakręcie, hamował i przyspieszał na nowiutkich gumach. Podskakiwał na nierównościach, pachniał benzyną. Bo rok wcześniej wyrzucony został z przydomowego garażu za unoszący się aż do kuchni zapach przeciekającego z gaźników numer jeden i trzy paliwa. Mógł taki pozostać. Zakurzony i zapomniany. Potępiony przez czas. Z pustym, rdzewiejącym bakiem, którego od dawna nie da się kupić w InterCarsie. Potem zabrałem go stamtąd, żeby on mógł poczuć to znowu i odzyskać imię.

 

Tymczasem okazało się, że świetnie sobie radzi podczas autostradowego przelotu. Na zakrętach wiadomo, że też, bo jest do nich stworzony. Że oferuje niezłą ochronę przed wiatrem i ulewnym deszczem. Że jest stabilny i cichy. Że jego silnik świetnie brzmi, albo bardziej grzechocze. Jego moc jest wystarczająca, by przy prędkości prawie 180 na godzinę pracować na nie przeciążających jego możliwości obrotach. Poziom wibracji jest znośny, na szóstym biegu przy około 100 km/h osiąga zaledwie 4500 obrotów na minutę. I wtedy jest najgładszy w swej ogładzie, dość elastyczny. Z wydechu nie wydostaje się żaden brzydki zapach, zatem kurtka wcale nie śmierdzi spalinami, a z tym akurat bywało różnie na gaźnikowych motocyklach w przeszłości. Ma znakomite, fabryczne lusterka z możliwością obserwacji „martwego pola” już przy niewielkim, dodatkowym pochyleniu głowy. Ugięcie w kolanach, łokciach, czy nadgarstkach przestało dokuczać po pewnym czasie i tak pozostało do samego końca. Ktoś, kto przed prawie czterdziestoma laty wysłał gsx750r z toru wyścigowego na zwykłą ulicę wiedział, że taka maszyna powinna spełniać potrzeby przeciętnego motocyklisty. Który wcale nie umie tego wszystkiego, co pozwala wygrywać wszystko ze wszystkimi. Dla którego jakakolwiek rywalizacja w życiu nie ma najmniejszego znaczenia.

 

***************************************************

 

Mój kask trochę znany był w owym czasie z tego, że był najbardziej przewiewny w klasie. Ale i tak było mi w nim za gorąco po drodze. Dopiero ulewa koło Pradziada schłodziła mechanizmy motocykla i zwoje w mózgu. Pomyślałem wtedy, że trochę szkoda tego starego motocykla na utopienie go w wodzie, ale nie miałem wyboru. Już rankiem wyruszając zauważyłem, że deszczczowe chmury zamkną mi drogę odwrotu pod wieczór.

 

Czeski operator rozściełacza asfaltu pracujący na zwężeniu remontowanej drogi, gdzie też wyprzedziłem wszystkich, pozostawił sterownię, wychylił się poza barierkę i na widok Obłego w teatralnym geście ręką nastawił ucho. Obły zagrał dla niego jak ścięty biczem na dziesięciu tysiącach, nie robiąc jednak na nikim wrażenia dźwiękiem z fabrycznego tłumika. Mimo to facet wystawił uniesiony kciuk z aprobatą. Może też rozumiał, że standardowy tłumik przynajmniej nie ukradnie resztek mocy, gdy te staną się naprawdę potrzebne.

 

Na granicy z Czechami przestało padać. Zatrzymałem motocykl, by ponownie oddzwonić do wszystkich, którzy mnie przez cały tamten dzień telefonicznie i telepatycznie dręczyli. Poczułem ulgę, ale nie po przebytej drodze, bo ta minęła w dobrym tempie, lecz po zdjęciu kasku z głowy. Później ruszyłem w dalszą drogę wieszając go szczęką na łokciu i ryzykując w ten sposób wszystko w życiu. I to było to. Nurkowanie z odsłoniętą twarzą w strumieniu chłodnego powietrza, jak w wodzie. Jak sto lat temu na Simsonie.

 

***************************************************

 

Dlatego później rozbroiłem mój stary kask Uvex, przypominający kształtem te używane w śmigłowcach Apache. Odkręciłem od niego blendę, szybę i osłonę, zostawiając jedynie pasek i skorupę. Na stacji paliw wraz z pieniędzmi za paliwo wysypałem na tacę hałdę ubitych much z twarzy. Plus sypiącą się ze starości gąbkę ze zniszczonego wypełnienia tego kilkunastoletniego kasku, którego używałem jeszcze w czasach Yamahy TDM850.

 

Z początku było ciężko. Nie wiedziałem jak radzić sobie z rzeką łez i przeciągiem na twarzy, jakiego dawno nie doświadczyłem. Patrzyłem jednym okiem, gdy drugim płakałem. Na zmianę lewym, albo prawym. Dopiero później zrozumiałem, że w otwartym kasku najlepiej jest jeździć albo bardzo powoli, albo bardzo szybko. Nic pomiędzy. Miałem też na nosie sportowe okulary przeciwsłoneczne, które z początku niewiele pomagały. Kierowałem nos Obłego na Cervenohorskie, nie rozwijając dużych prędkości, zrelaksowany i z usmiechniętą twarzą wystawioną do ludzi.

Najpierw jednak po drodze wyprzedziłem VFR750. Po zewnętrznej na zakręcie tam, gdzie można dużo szybciej, gdzie mamy to przećwiczone z Broniem i K1300R. Gdy kiedyś komuś innemu mówiłem o tym, ile w tamtym miejscu da się nawinąć, nie uwierzył. Ten młokos na VFR też nie wierzył, dopóki nie zobaczył.

 

Potem Cervenohorskie. Uważając na gliny, radary i drony oraz inne motocykle. Zatrzymałem Obłego na poboczu, by wypatrywać godnego następcy Bronka. Ale nie było tam takiego. Były tylko te za drogie, za duże, za małe, za mocne i za słabe. Dwa z nich zabrali. Jednego na przyczepie, rzucając niedbale na prawy bok, na ten bardziej rozbity bok. Nikogo już nie obchodził, mimo litra pojemności. Drugiego z kamizelką odblaskową na tablicy rejestracyjnej, rozwieszoną nie wiadomo po co. Długo tam stał i czekał, rozbity i oparty niedbale o barierę przy drodze tam, gdzie upadł. Obok wycieku oleju, ciągnącego się podstępnie smugą na jezdni. Pułapka na innych, za szybkich.

 

Speed Triple RS zatrzymał się obok Obłego, aby pogadać. Nowiutki, dzień po odbiorze z salonu. I bardzo szybki, ale spotkał tam Panigale i musiał zjechać pokonany. Była szybsza na wyjściu i wydawało się, że lepiej wjeżdżona w tamte zakręty. Młody wyraził zdziwienie, że Obły ma już tyle lat. Ale nie był nim bardziej zainteresowany niż ponad to, nawet nie znał modelu. Strzelając z wydechu, akurat przeleciał S1000RR z quickshifterem. Płynnie jeździł, łagodnie dodawał gazu od środka zakrętu, inaczej niż wszyscy tam.

 

Pokazałem Speedowi jedynie śruby regulacyjne zawieszenia. Ten w odpowiedzi, pokazał swoje elektroniczne Ohlinsy i wyświetlacz na kokpicie. Bo cóż nowego mógłby pokazać? Odjechał do swoich, życząc wszystkiego najlepszego.

 

Runda w dół i w górę, ale tylko po razie. Szkoda męczyć zbytnio Obłego, bo zasługuje na więcej szacunku. Lewa strona opony praktycznie została zamknięta, ale prawa nie. Na zjeździe w dół zawsze szło mi gorzej. Obły taki właśnie jest: robisz lekki przeciwskręt, a ten kładzie się posłusznie na tyle, na ile zechcesz. Czasem mniej, a czasem więcej. Nie trzeba wystawiać kolana, a nawet nie da się tego zrobić. Nie ma na to miejsca, bak jest za duży. Na starych zdjęciach riderzy sprzed lat jeżdżąc na nim, też ich nie wystawiali. Wszystko to na oczach innych motocykli. Również na oczach świeżo poznanego Speed Triple RS z karbonowymi dodatkami. Nie mogłem zejść na zbyt niski bieg w tamtym miejscu, bo wtedy nie mógłby on zobaczyć przyspieszenia Obłego na wyjściu. Oczywiście mogłoby to wyjść lepiej i szybciej. Ale trudno. Mi się podobało. Bo byłem tam na Obłym, w okularach i otwartym kasku.

 

***********************************************

 

Gdy mnie dopadli we trójkę, nie wiedziałem jeszcze, że tego chciałem. Porwać się do jatki w starym stylu. Dwa GSXR 750 albo 1000, plus CBR1000RR po 2011 roku. Musieli wcześniej widzieć Obłego na długiej, pofalowanej prostej drodze wojewódzkiej, że wyprzedza tam wszystko na swej drodze. Dlatego tak pojechali.

 

Oddychałem przez nos, a pod wpływem ciśnienia powietrza zapadły się policzki. Wrażenie bezdechu nie występowało. Wydawało się, że wręcz przeciwnie - nie braknie tlenu. Silnik ryczał na 12000 obrotów na minutę na ostatnim biegu i brakowało miejsca na drodze na więcej. Słyszałem wyraźniej pracę obu wałków w głowicy pod brodą i tłoków poniżej w odpowiedzi na pełnym otwarciu. Kask niczego nie tłumił. Musiałem cofnąć tyłek do końca mojego siedzenia, żeby całkiem położyć się na baku za owiewką. Nie jechaliśmy, lecz lecieliśmy. Środkiem drogi. Pomiędzy wszystkim. Przez wentylację w rękawach kurtki i po nadgarstkach wiało gorące powietrze od wielkiej, olejowej chłodnicy silnika, a ja pilnowałem biegów. Żeby nadążyć, musiałem myśleć na dwa następne kroki do przodu. Również pod kątem pozycji zajmowanej na drodze. Ogony obu GSXR jadących z przodu, przesłaniały mi widok przebiegu drogi i sytuacji, a przecież nie mogłem im zaufać. Liczyłem tylko na siebie.

 

Ponad dwukrotnie przekraczaliśmy prędkość co chwilę, wyprzedziliśmy wszystko i wszystkich. Ale to nie miało takiego znaczenia jak to, że dopadłem CBR. I wyprzedziłem ją na trzeciego mimo tego, że próbowała temu zapobiec, przyspieszając gwałtownie w trakcie, między samochodami. Potem zablokowałem ją przed następnym manewrem wyprzedzania w odwecie i wystraszyłem się. Bo niebawem zrównała się z Obłym i będąc bezpośrednio obok, przy dużej prędkości, łokieć w łokieć wpisała się w wąski przejazd obok kolejnej, betonowej wysepki. Nie zakładała, że mogę nie spodziewać się jej obecności w takim miejscu, tak blisko. Nie zakładała, że zagradza mi optymalną linię przejazdu. To było najbardziej niepotrzebne i niebezpieczne.

 

Przyszło mi do głowy, że skoro gość nie odmachał na pozdrowienie, a potem wyprzedziłem go bez pytania, nie mając w zasadzie czym tego zrobić, a potem jeszcze zablokowałem, to może stał się nieszczęśliwy. I wszystko to przecież widzieli jego obaj kumple z przodu, którzy właśnie przejeżdżając wspólnie przez teren zabudowany zwolnili i oglądali się za siebie, na Obłego. Że wciąż tam byliśmy, gdy nie było CBR. Ja w otwartym kasku tylko po to, aby prędkość nabrała jakiegoś wyrazu. Wyrazu nieogolonej mordy. W ich oczach.

 

Dziś pada deszcz, a ja wciąż zastanawiam się, czy mógłby zepchnąć mnie z drogi? Mógłby. Denerwowałem go w tym kasku i na tym motocyklu, to się wyczuwało.

 

Typowa, drogowa bójka zasługuje oczywiście na wszelkie potępienie. Ta była jednak niczym w porównaniu do tego, na jakie próby i niekorzystne położenie wystawiają nas czasami inni kierowcy, podczas pracy w zwyczajnym samochodzie na co dzień i w ciemną noc. Wtedy bywa tak, że łapka trzęsie się o wiele dłużej, niż na Obłym.

 

No i nigdy nie wiadomo na kogo się trafi. A to bywa istotne, gdy optymalna linia przejazdu zostaje zakłócona w nieodpowiednim miejscu. 

Komentarze : 2
2019-09-17 10:54:11 daniel10

cześć
Jestem obywatelem francuskim zamieszkałym we Francji, aby udzielać pożyczek lub inwestycji prywatnych w krótkim i długim okresie od 2000 EUR do 1 000 000 EUR wszystkim poważnym, wiarygodnym i uczciwym osobom, które chcą udzielić pożyczki. Moje oprocentowanie waha się od 2% do 3% w zależności od pożyczonej kwoty i czasu trwania funduszy, ponieważ w szczególności nie chcę naruszać przepisów o lichwie.

Proszę o kontakt: bienczykdaniel1@gmail.com

2019-09-07 17:57:40 jazda na kuli

frakcja granulometryczna ... zajebiste :) super to musiał być wypad.

  • Dodaj komentarz