Najnowsze komentarze
A cóż to tu tak poznikało ;) ???
Gratuluję zakupu! Też spotkałem si...
Okularbebe2 do: 2022
Dziękuję, szacunek za start przy t...
DominikNC do: 2022
Nie lubię tego oczekiwania. To już...
Okularbebe2 do: 4:24
Dzieki Calmly. Jak linie papilarne...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki

03.10.2023 22:21

Nocami

Też tak robiłem. Wyprowadzałem motocykl z jamy przed furtkę i odpalałem cztery gary w rzędzie. Lampka złego świecąca się na czerwono gasła, zostawała ta zielona, od dobrego. Film olejowy ruszał, zatem silnik pracujący na neutralnym biegu był gotowy na wyrwanie z miejsca. Na pęd wiatru. Wreszcie.

 

Teraz też tak mam, ruszam przed zmrokiem na Obłym III. Jego silnik odpala tak, jakby po tych wszystkich 31 latach był wciąż zupełnie nowy i pali od razu na wszystkie gary. Wracają pierwotne ustawienia w mapie świadomości. Lubię wtedy czasem oprzeć się o bak. Zajrzeć na baterię podciśnieniowych keihinów, posłuchać brzmienia żebrowanego bloku silnika, który wygląda jak rzeźba. Bo gdy ten piec rozgrzeje się na tyle, że można przymknąć mu ssanie, zwolni i rozlegnie się ten charakterystyczny tembr. Słychać policzalne salwy w cylindrach, a każda z oddzielnym uderzeniem tłoka uwalnia zrodzoną moc. Czuć to na grzbiecie baku, gdy jego blaszane poszycie wibruje, postukuje, żyje. Stary piec pompuje tłokami dość nierówno, ale praca olejaków taka bywa, zwłaszcza na zimnych gaźnikach. Zanim ogarnie je fala gorąca jak lawa. Zanim wyrównają pracę, wypełnią się kanały. Nie zabieram ze sobą plecaka z narzędziami, Suzuki gra jak trzeba. Nie ma obaw o powrót nawet ciemną nocą. Wszystko trzyma się kupy, nawet przy 250, a gdzie tam było jeszcze do 12000. Darek mógł ujrzeć to ze swojego GSX-S1000 w biały dzień wcześniej, chcąc utrzymać szyk za Obłym III, ale zwolnił i został daleko z tyłu. Niech tak nie jeździ. On nie musi. 

 

Jazda ku zachodzącemu słońcu stawiała przed motocyklem pewne wymagania. Szyba wizjera w kasku utrudniała obserwację detali drogi, minęło parę lat i dlatego jest już nieco porysowana. Droga przez Ziębice jest w katastrofalnym stanie od zawsze, motocykl jest tam narażony na nieustanne wstrząsy. Zwrotność Obłego III przydaje się jednak w takich warunkach, bo część asfaltowych rozpadlin można na luzie ominąć, przy okazji poczuć balans sportowego motocykla w odpowiedzi. Zmienia kierunek niewielkim przeciwskrętem, trzymany zawsze obiema łapkami, ale natychmiastowo. Obłemu I wyciekł olej z zawieszenia, prawie nie skręcał, miał problemy ze stabilnością w takich warunkach, nie miałem pojęcia co na nim robić. Zagłuszał jednak wszystkie nasze niedoskonałości przelotowym wydechem bez jednej przegrody. Dobijającego widelca i tak nie udałoby się usłyszeć jadąc na nim. Wydawałoby się, że motocykle służą do jazdy tylko po prostej. I to jak najszybciej.

 

Na drodze nie było prawie nikogo. Pojechałem jak wtedy, by spróbować połączyć się z przeszłością. Na Obłym I jeździłem do ząbkowickiej ekipy, wracałem tamtędy nocami. Przejściowo nie miałem dziewczyny. Bo te poprzednie i tak nikogo potem już nie pokochały, a przyszłą żonę odnalazł dla mnie właśnie Obły. Liczyła się tylko trudna praca we wrogim środowisku oraz tamci koledzy bez skazy. Ich motocykle, głównie na Suzuki, Honda i Kawasaki, bezwarunkowo akceptowali Obłego I. Później spalili kapcie na naszym ślubie, mimo padającego śniegu i deszczu w marcu. Nie zwróciłbym na to uwagi wcale, gdyby nie inni, którzy Obłego albo karali albo obśmiewali. Nie przepadali za nim wcale, a na pewno nie aż tak, jak my.

 

I jeszcze ta droga, znana jak własna kieszeń, przemierzana służbowo w każdych możliwych warunkach, latami. Teraz wiem, że przypomina Toskanię. Nie pasuje do włoskiej idylli jej dziurawa nawierzchnia i smutne, puste miejsca po zerżniętych, strzelistych topolach na poboczach. Rosły tam przez wiek, ale ostatnio ktoś zdecydował inaczej. Pamiętam, że tam były, bo rzucały trochę cienia na drogę, gdy dokuczało lato, a my ze zziajanymi olejakami staliśmy na poboczu, gdy gorąc ich silników piekł w jaja jak piec hutniczy. Potrzaskane na kloszach reflektorów muchy i osy krwawiły.

 

Obły III ma bardzo elastyczny silnik, można przejść do piątki i na niej go pozostawić przez następne kilometry. Przez obszary zabudowane, czy wolne, ślepe zakręty przepłynie na swej długiej piątce bez protestu, ma 1127 ccm.

 

Ząbkowice Śląskie okrążyłem dwa razy. Na nierównym, brukowanym rynku Obły III zastukał gdzieś na główce ramy, jak Obły I. Jego sylwetka w półmroku też odbijała się tam w wystawach sklepowych jak mara, jak Obły I. Przeglądałem się w tych ciemnych witrynach, meandrowałem wąskimi uliczkami, omijałem samochody i ludzi po zapadnięciu zmroku. Obły III protestował, nie lubi minimalnych prędkości w mieście, szarpie jak Obły I. Przypominałem sobie niewyraźne obrazy z przeszłości, coś zaczynało się dziać. Minęło dwadzieścia lat od przyglądania się sylwetce pierwszego GSX-R w szybach letniego wieczoru, a wydawało się, że to wcale nie było tak dawno. Że tak naprawdę nic jeszcze nie przeminęło. Że dopiero dwa lata wcześniej, po dekadzie ujeżdżania Simsona, przestałem wdychać spalony mixol i zielsko kolegów. Że folder reklamowy Suzuki z 1987 roku wciąż leży na półce w pokoju, zamiast na strychu. Że jeszcze nie tak dawno wycinałem obrazki z Bykiem z 1995 roku z gazety przeczuwając, że to chyba najlepsza rakieta dla chłopca z grubymi minusami na nosie i kompleksami. Z wieloma jedynkami na koncie w szkole.

 

Z kolei na obwodnicy pojechałem ostrożnie, bez jadu. Na stacji paliw Obły III został pozdrowiony przez obcych motocyklistów. Stał tam zaparkowany i nasłuchiwał dźwięków niesionych z daleka. Nawoływań nocnych motocykli na obwodnicy. Gdzieś tam istniało ich pulsujące stado, gdzieś indziej samotne wilki wyły w pędzie, na szerokim otwarciu mimo nocy, swoi. 

 

Chłopaki, ale gdzie dziś jesteście? Wielu z nich wtedy po kolei roztrzaskało swoje motocykle. Widziałem temblaki, smętne kąty w szpitalach, gipsy i bandaże, dawałem wsparcie, podnosiłem ich motocykle z rowu, wyłączałem im stacyjki, ci nieprzytomni przeżywali. Tylko Uwe jeździ na motocyklu do dziś, na olejaku, wsadzonym ostatni raz do dużego Bandziora w 2006 roku. Spotkałem go na pogrzebie Wodza kilka lat temu. Uwe bardzo chciał, żeby Obły II, na którym wtedy przybyłem tam z Masajami okazał się Obłym I, którego sam ujeżdżał i którego to właśnie od niego kupiłem za wszystko, co pożyczone. Ale Obłego I nie było, a on wpatrywał się w tego drugiego jak zahipnotyzowany. Przez przywołane w głowie stare obrazy można stracić kontakt z rzeczywistością, Uwe stracił. Jego twarz miała ten sam wyraz, co wtedy. To rzadkość, bo niewiele widzi się tych samych twarzy, które się nie zmieniły, z tak dalekiej przeszłości. Jego lewe ucho wydawało się jeszcze bardziej oklapnąć z wrażenia niż wtedy.

 

***********************************************

 

Obły III podjechał pod ruiny zamku, do stada, zaparkował obok innych maszyn. Nie musieli nic mówić, nie musiałem odpowiadać. Nie musiałem nikogo znać, ważne było tylko to, że tam byli. Niedobitki z imprezy z okazji zakończenia sezonu, garstka tych najtwardszych. Nie zamykałem blokady kierownicy, w końcu byłem wśród swoich, nawet jeśli nie było wśród nich ani jednej znajomej twarzy. Nawet jeśli nie szukałem nowego towarzystwa, czułem się tak, jakbym wrócił do domu. Z wielkiej wojny. Z wielkiej wojny z szarą codziennością. Wielkiej wojny z życiem po życiu. Którą toczymy po zejściu z motocykla, ja z Obłego.

 

Przybiegł chłopiec, pytał śmiało: ile poleci, ile ma koni i że fajny motor. Wskazał drogę do ognia, wejście na zamek. Tak mam. Stojąc samemu endurakiem na dawnej kolejowej rampie w szczerym polu, często ktoś podjeżdża, zapytać. Wszedłem pomiędzy obcych ludzi na luzie, bo kiedyś piliśmy wódkę prosto z butelki na tamtym starym murze. By spoglądać z niego na miasto przez wielkie okienne otwory bez jednego okna. Choć nie wiedziałem jak potem powrócić. Nie wracałem.

 

Ale wkroczyłem na luzie: bo przyjechałem na Obłym. A Obły daje tę pewność siebie i nieco luzu. Nawet introwertykowi z minusami, jedynkami w szkole i kompleksami. Luz wynikać może z rozwiniętej wcześniej po drodze prędkości, nawet jeśli tylko trochę i nie na całym odcinku. Bo przeżył, mimo podjętego ryzyka, wejścia do gry. Nawet jeśli tego już nie robi. Nie rozpędza za mocno motocyklowej karuzeli, nie odkręca aż tyle dla dzikiej radości. Odpuszcza.

 

Ale kiedyś nie było żadnych planów na jutro, więc nie odpuszczałeś i odkręcałeś więcej. Wciąż to dobrze pamiętasz. Nie musiałeś być najszybszy i nie byłeś, ale Obły to Suzuki GSX-R, wyścigowe dziedzictwo. A takie motocykle zobowiązują. Dają moc i pozę. A to wystarczy. Niejeden się dziwił, że kąsasz, choć na to przecież nie wyglądasz.

 

Na dobry wieczór i w półmroku dostrzegłem na podłodze zgubiony przez kogoś kluczyk od Hondy. Od razu poszło wszystko łatwiej, gdy przekazałem go barmanowi. Piwo, żarcie, muzyka, wszystko mieli od teraz również dla mnie, gdybym tylko zechciał. W obłokach sztucznego dymu pląsała w uścisku jakaś para, z głośników krzyczał Kazik, a stolik w kącie wydawał się najbardziej odpowiedni. Stał naprzeciw stada, a jakby pomiędzy. Świetne miejsce. Stamtąd było dobrze mieć oko na wszystko, znad butelki i kasku. Chociaż niby już nic się nie działo, nie musiało. Tak to miało wyglądać. Podświetlone na czerwono mury w połączeniu z mrokiem ruin tworzyły coś na wzór innego, odrealnionego świata. Może nawet nazywało się to wszystko zakończeniem sezonu z Motofrankenstein, może nawet przyjechałem jako ostatni, w dodatku na sam koniec, może nie wziąłem udziału w paradzie, może nawet nie wypiłem prawdziwego piwa prowadząc bestię, nikogo nie poznałem, ale było zajebiście.

 

Gdy chcesz wrócić pod osłoną nocy na motocyklu przez Ziębice, dobrze jest odwiedzić wcześniej stare miejsca i wspomnieć ludzi. Wrócić tam na gaźnikowym Obłym III ze znakomitymi reflektorami, gdy my i wszystko wokół się zmieniło. Świecącym nimi tak, jak kiedyś Obły I, by rozerwać mrok i ciszę na pół. Gdy na motocyklu jesteś ty i noc wokół, prawie żadnych punktów odniesienia poza tym co widzisz przed sobą w snopie starego światła. Jak wtedy, z tamtymi kumplami obok, pochylonymi nad innymi ryczącymi GSX-Rami, którzy raczej dziś już nie latają. Wybrali życie po życiu i zeszli na ziemię. Też tak już powinienem.

Komentarze : 2
2024-02-08 10:59:12 Jazda na kuli

A cóż to tu tak poznikało ;) ???

2023-11-08 18:53:01 MotoVoice12

Gratuluję zakupu! Też spotkałem się z niemałym rozczarowaniem jak kupowałem Yamahę. Mimo, że cały był uwalany olejem, ciekł i wyglądał jak po powodzi to odpalał i był kompletny, nieoszpecony ludowym rękodziełem. Oby Ci się ten Obły III udał

  • Dodaj komentarz