Najnowsze komentarze
LOPEZ11111 do: Jak bez kasku
Oferty kredytowe są dopasowane do ...
LOPEZ11111 do: Jak bez kasku
Kredyt dostępny dla Twoich potrzeb...
Super wpis, to się chłopaki zdziwi...
A cóż to tu tak poznikało ;) ???
Gratuluję zakupu! Też spotkałem si...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki

19.10.2025 20:21

Jak żądło

Obły III poszarpywał, kaszlał, albo czasem warczał, jak zły pies. W tak gorące dni jak tamten w lipcu stawał się irytujący, całkiem nie do zniesienia. I jakoś nie było na to rady, bo jego fochy powracały w najmniej oczekiwanym momencie. Tracił wolne obroty, niechętnie wkręcał się wyżej od dołu, a do 4000 obr./min czkało się mu się tak, że aż przerywało, przymulało, nawet zemdliło. Aby w końcu, w myślotoku pojawiło się pytanie, co dalej robić z nim? Czy po latach samowystarczalności, nastąpił właśnie ten moment, aby zwrócić się o pomoc do jakiegoś mechanika? By ozłocić tego człowieka, jeśli pomoże Obłemu. Jeśli w ogóle zdoła go naprawić. I nie spierdoli przy okazji czegoś innego. By potem mógł dopowiedzieć z pogardą, że ten typ tak ma, bo jest stary, bo dziś to już tylko jakiś wynalazek. Bo zapomni, że aby go naprawić, trzeba pomyśleć. Że trzeba zasnąć i obudzić się z myślą o starej mechanice bez kontrolek. I wcale niekoniecznie już w jedną noc znaleźć gotowe rozwiązanie.

 

Ale na wszystko było już za późno, sznur samochodów w obie strony zablokował motocykl w locie, akurat dokładnie w jego mechanicznym kalectwie przy upokarzających siedemdziesięciu na godzinę, w zakresie tych obrotów i biegu, gdy najgorzej pracował, gdy zdychał w rękach. Pobłyskujące długimi, przelatujące jak komety z naprzeciwka inne, sprawne motocykle na wtrysku ostrzegały przed ukrytymi w krzakach policjantami z radarem prędkości, zniechęcając do wyprzedzania, do reszty. Obły i tak nie miałby tego ciągu. Tego kosmicznego, brutalnego jebnięcia od 8000, na minimalnym odkręceniu szorstkiego rollgazu, jakby szerzej nie potrzeba było, obojętnie na którym biegu, może być na piątym. Bo na każdym powyżej dwójki jest absurdalnie szybki. Nawet po pierwszym odpaleniu na plaku, po dziesięciu latach przerwy taki był, na dwóch tylko pracujących cylindrach, czyli w połowie swych możliwości był tak mocny, jak mało który z tych litrowych dziś. Bo jest analogowy, wibruje i przyspiesza tak, że łatwo przegapić punkty zmiany biegu, odciąć zapłon na czerwonym polu, oderwać koło od ziemi przy starcie, nawet z pracującą połową silnika. Bo nie przewidziano w nim trybu awaryjnego, ograniczenia mocy, checka. Ale gdy było gorąco, zdychał jak zraniony pies. Słabł.

 

Upał zalewał oczy, a gorący olej i metal olejaka bez odpowiedniego w takich warunkach chłodzenia, smażył wszystko od spodu. Parzyło skórę. Chciało się zawrócić, albo niemal zeskoczyć w biegu, ale nie. Wokół akurat nie było nikogo, kto powtórzyłby wprost do łba: poddaj się, rzuć to, lepiej kup łódź i jedź na ryby. Albo jeszcze lepiej: pożycz przepoconą przyczepę i ruszaj na kemping nad jezioro, albo kup BMW w dieslu. Cokolwiek innego, bo tak mówili. Byle o tym już nie myśleć, byle wyrzucić to całe olejakowanie z głowy, zejść w końcu na ziemię. Inni dawno tak zrobili. I od razu umarli za życia. Dużo później w końcu sprzedali dziurawe łodzie, przeciekające kempingi, wycięli DPF-y, by jechało, nie dymiło i nie świeciło po oczach awariami. A Obły jechał, krztusił się i przerywał, śmierdział nieprzepalonym paliwem i zasysaną przez to oliwą, przydymiał, ale działał.

 

Spośród wszystkich pojazdów przejeżdżających tamtędy w tamtej sekundzie policjanci wybrali... jednak Obłego. Ten zatrzymał się obok policyjnych zamęczonych hond CB ze świecącymi słabo neonami i wystającymi antenami. Motocykle gadały przez radio same do siebie, gdy Obły zdechł koło nich natychmiast, przerywając mękę. Aż umilkły na ten widok.

 

  • Dowodu nie trzeba, wystarczy prawo jazdy – padło, gdy funkcjonariusze w upale zobaczyli papierową stówę na benzynę dla przepalającego dychę na sto zepsutego Obłego, wetkniętą jak zawsze w dokumenty, a o której zapomniałem przekazując władzy papiery mokre od potu.

  • Który to rok? Naprawdę? Jest starszy ode mnie – zdumienie policjanta oraz: – A w ogóle to gdzie dziś można kupić części do niego? Chyba coś go boli? A jedź pan stąd.

     

Na środku szosy zatrzymał się luksusowy Mercedes na niemieckich numerach rejestracyjnych. Jego kierowca, starszy człowiek - nie wysiadając z auta i blokując przejazd wszystkim wokół, zapytał przez otwarte prawe okno gdzie może znaleźć najbliższy posterunek policji. Po udzieleniu informacji odjechał uwalniając korek, a funkcjonariusze zdobyli się na refleksję:

 

  • Ej! Przecież to my jesteśmy policja!

 

Powrót, tankowanie na Shellu, zimna woda z plastikowej butelki, popołudniowy skwar który stał się lekką i przyjemną bryzą od razu po zejściu z motocykla w cieniu i zrzuceniu z głowy miski kasku. Chwila do namysłu, odczekanie ze startem na odpowiedni moment, aby uniknąć wstydu przed innymi, bezwonnymi motocyklami na wtrysku i z katalizatorami. Żeby nie widzieli, jak Obły kaleczy, jak słabnie. Jak bardzo sobie z nim po prostu nie radzę. Mógłbym go narysować, ale nie naprawić.

 

Wyjazd na obwodnicę powiatowego miasta przyniósł rozstrzygnięcie. W postaci starego XJ600 Diversion włączającego się pasem rozbiegowym do ruchu. XJ nie odpuściło, wręcz zajechało drogę Obłemu, który miał pierwszeństwo, ale nawet nie odmachało w podzięce, lecz odpaliło racę. A tak nie wolno.

 

Stary piec po ostatnim szarpnięciu przy przerwie na czterech tysiącach zapracował, podniósł wskazówkę obrotomierza do zakresu, gdzie starość przemijała jak ręką odjął. Ciąg silnika wzmagał się, a powyżej 8000 należało skupić się, kontrolować sytuację jeszcze bardziej, bo wskazówka pnie się tam nie tylko coraz wyżej w skali, ale przede wszystkim coraz szybciej. Motocykl zmienia naturę, przeistacza się nagle w lekkiego sprintera z poluzowanym wolantem, gdy kółko minimalnie wstaje pchnięte mechanicznym jadem. Takim przecież powstał, takim ciągle jest.

 

Dwieście na godzinę przestaje być tylko kwestią czasu, lecz refleksu. Trzeba to wiedzieć, bo nie ma czasu patrzeć na zegary, trzeba to usłyszeć, ale nie słyszeć, bo to różnica, bo to namacalne. Tysiąc sto dwadzieścia siedem ccm wiruje tłokami przy współotwarciu zaworów tak, jak żaden inny silnik. Znika grzechotanie, pojawia się rozrywający skowyt i tembr maszynowni w głowicy pod bakiem oraz przeszywające mrowienie tej wibracji. Gdy budzi się ta moc.

 

Wszystko dzieje się bardzo szybko, a długa prosta zmienia się w krótką alejkę działkową, gdy przyspieszający czas załamuje przestrzeń, a może nawet włosy rosną wtedy szybciej. Trudne to jest do ogarnięcia dla nieprzyzwyczajonych. Zwłaszcza w nielaboratoryjnych warunkach, czyli nieoptymalnych, czyli poza słupkami, szerokim apexem, gładkim asfaltem bez barier. Czyli gdy masz jeszcze prawo jazdy, gdy odpowiadasz za rodzinę, albo klienta i jego pieniądze. Gdy w jamie pasą się jeszcze inne motocykle. I wszyscy czekają na szczęśliwy powrót Obłego. Wiedzą, że to bestia, nawet jeśli nie zamyka opon, nie staje na kółku, czy nie warczy chińskim przelotem, bo to obciach. Bo to nie tor.

 

Samochody już nie przeszkadzają, znikają w lusterkach. Pęd powietrza eksploduje w uszach i pod kopułą kasku, XJ przepada, ale wiadomo, że tylko na chwilę, bo na hamowaniu do ronda znów się pojawi obok. On pójdzie lewym pasem po wewnętrznej, Obły prawym, większym łukiem i z większą prędkością, dla niego tak jest łatwiej, bo ma ciężki, typowy dla starych suzuk przód, potrzebuje więcej miejsca. To nie w naszym stylu, ale przecież nie wiadomo kto siedzi na XJ. Nie można tak po prostu przeciąć mu przed nosem jego linii jazdy, a szkoda. Kris na ZZ-R 1400 by się nie czaił, ale on już nie lata.

 

Oba motocykle równiutko, jak zsynchronizowana para: wejście, rondo i wyjście. Ale znów to szarpnięcie przy czterech tysiącach, a potem to już tylko petarda. XJ przepada w miażdżącym resztki nadziei sparingu po prostej i nie podchodzi bliżej. Dopiero po zwolnieniu w obszarze też często kontrolowanym przez policjantów, naciska przy 120. Niegrzecznie, bez wyprzedzania, wisi uparcie na plecach, prowokuje trzy metry za ogonem Obłego, na pustej już obwodnicy. W jego oczach Obły to turbo leszcz, mistrz prostej. Ale Obły już nic nie musi, czeka na jego wyprzedzanie z pewną pogardą, ale XJ jednak już nie walczy, nie wyprzedza do samego końca, na rozjeździe odmachał z uznaniem. Widział pozę wojownika. Nie wymuszoną, naturalną. Zrozumiał ten przekaz.

     

Na kilka kilometrów przed domem było ich jeszcze dwóch. Jeden na MTzero coś tam, bardzo ambitny, a drugi to Lubię zapierdalać, na kawie ZX9R z przepaloną żarówką, większy miś, obaj młodzi, szybcy. MTzero wyprzedził Obłego na wytracaniu prędkości do terenu zabudowanego i przeszedł za blisko niego, niepotrzebnie, bo i tak utknął blokując nas wszystkich za samochodami. Widział wcześniej, że Obły wyprzedzał hurtem. Zagrał w ciemno i wyszedł na solo z autami z naprzeciwka za nim. Nie skumał, że Obły nawinął wściekle, żeby przejść tam gładko i nikogo nie narażać na szwank. Nie dlatego, że ma skill, ale dość dobrze wie, gdzie patrzeć w tamtym miejscu. Za nim wepchnął się też Lubię Zapierdalać a jakże, który ładnie pachniał adidasem, ale furgotającą na wietrze charakterystyczną bluzą przesłaniał widok na wszystko i zagłuszał puszką.

 

Obły rozpędził się tam jak zawsze i jak zły, bo nigdy nie był na torze na Poznaniu. Ale krótko, bo zablokowali go wszyscy tam, czyli samochody powracające z weekendu, kobiety na harleyach, ograniczenia prędkości, zakazy i emocje oraz przede wszystkim MTzero i Lubię zapierdalać. Obły poczekał tylko tyle, ile trzeba. Lewą stroną po zewnętrznej i podwójnej linii ciągłej wszystkich jak leci, wraz z ich i ze swoimi kompleksami. Jak onegdaj z Masajami. On nie potrzebuje trenera do szkolenia efektywnej jazdy, lecz psychiatry. Oni dopiero na torze zrozumieli, że są wolni, gdy za to zapłacili i dostali certyfikaty, a Obły nie musi tego nawet wiedzieć, nie ma to żadnego znaczenia. Jego reflektor świeci ostrzej, a sylwetka zamienia się w kulę, gdy poczuje krew. Nie potrafi tego powstrzymać. W prawym zakręcie ma dopiero dziesięć tysięcy na obrotomierzu i około 240 na godzinę oraz świadomość, że na końcu prostej może się ukrywać w krzakach następny patrol z radarem, bo tam jest 70. Ale nie to okazało się najważniejsze, bo radaru akurat nie było. Jeszcze nierówności drogi, poprzeczne uskoki zajmowały przez milisekundę myśl, czy pozbawiony amortyzatora skrętu przez poprzedniego właściciela Obły utrzyma linię w złożeniu. Utrzymał i wytłumił znakomicie, więc to też nie było najważniejsze. W końcu jatki droga była czysta, wszyscy przepadli bez wieści. Pszczoła użądliła w szyję lecz dzięki obciętym rękawiczkom wyjąłem ją spod kołnierza gołymi palcami jeszcze podczas jazdy, ale to też było nieistotne.

 

Wyłączyłem w jamie silnik Obłego, który znów kaleczył na niskich i wolnych obrotach podczas przejazdu w mieście. Panowała tam ponura cisza. Jak niemy wyrzut sumienia.

 

- Miarkuj się – przeczytałem treść w komunikatorze.

 

To było najważniejsze. To był SMS od dziecka, które najpierw usłyszało Obłego na dziesięciu tysiącach na obwodnicy, a potem wraz z ekipą nastolatków zobaczyło, jak Obły wygląda w locie prowadząc peleton z absurdalną prędkością w zakręcie.

 

Od pewnego czasu Obły z 1992 roku działa dobrze. Wtedy w lipcu miał problem z wypadającym zapłonem, który na razie zażegnaliśmy. To tylko stare przewody zapłonowe miały przebicie od przypalenia od pokrywy zaworów, ktoś tam był przede mną. Nie jeżdżę na nim, na razie jakoś nie mam odwagi. Tylko odpalam go w jamie, a ten odpowiada zawsze i „z pół obrotu”. Potem pozwalam mu się rozgrzać, czekając aż film olejowy dotrze wszędzie. Wreszcie zamykam oczy, wsłuchuję się w tembr maszynowni pod bakiem i dotykam tej wibracji, przypominam sobie w jaki sposób buduje moc i przyspiesza. Nie muszę na nim jeździć, ani dłużej go naprawiać.

 

Obłego akurat mógłbym narysować, jednak pokora na to nie pozwala.

Komentarze : 0
<ten wpis nie był jeszcze komentowany>
  • Dodaj komentarz