Najnowsze komentarze
A cóż to tu tak poznikało ;) ???
Gratuluję zakupu! Też spotkałem si...
Okularbebe2 do: 2022
Dziękuję, szacunek za start przy t...
DominikNC do: 2022
Nie lubię tego oczekiwania. To już...
Okularbebe2 do: 4:24
Dzieki Calmly. Jak linie papilarne...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki

25.06.2018 22:18

Szybka turystyka i naked bike - część 1

Wcześniej, tuż przed południem uruchomiłem silnik Bronka z założonym na czas wyjazdu, seryjnym, cichym tłumikiem. Wyrwany ze schematu, ale dość dobrze przygotowany, wciąż nie mogłem wyjść z podziwu, że wreszcie ruszyłem. K1300R też.

 

Naciskał na wyjazd natychmiast po tym, gdy mu tylko o tym wspomniałem. Gdy wreszcie puściłem parę z gęby, on pomyślał, że blefuję i chyba wiem dlaczego. Spóźniał się już dwudziestą minutę jakby zaskoczony, że jednak startuję. Byłem zdeterminowany dłużej nie czekać. Całe życie przed i potem zależy od kogoś lub czegoś innego. Tylko wtedy stałem na krawędzi złamania i tej zasady.

 

  • Uuuu. Porażka – skwitował K1300R widok tłumika niczym komin Batorego i słysząc brzęczenie muchy, zamiast tradycyjnego pomruku i porykiwania Bronia. Wiedziałem, że cichy tłumik wprawi go później wielokrotnie w dekoncentrację wynikającą z braku akustycznej podpowiedzi gdzie i ile otworzyć. Uparte siedzenie „na kole”, gdy nie słychać silnika prowadzącego, nie jest łatwe.

 

Od tamtej chwili też nie usłyszę więcej Bronka przez prawie dwa tysiące następnych kilometrów. K1300R gwiżdże rozrządem i buczy leovincem synchronicznie. Nawet odpala i gasi zawsze w tej samej milisekundzie, co ja. Plan od K1300R (sam unikam precyzyjnego planowania jak diabeł święconej wody) trochę rozsypał się wraz z zapadnięciem zmroku. Najpierw zgubiliśmy drogę. Zaraz potem prawie czarny K1300R przestał widzieć cokolwiek przez prawie czarną szybę wizjera. Potem zgasł mu reflektor w czarnych górach w czarną noc i na czarnej, krętej drodze z powodu braku styku na łączach. Do pokonania zostało dodatkowe prawie 200 km do celu po ciemku. Bo zamknęli nam drogę i żeby dostać się do pensjonatu, należało okrążyć objazdem wielkie, czarne szczyty Alp. I to bez nawigacji, która choć do tej pory nie była potrzebna, została teraz włączona, powinna przestać działać w nocnym chłodzie już po godzinie, praktycznie bez możliwości jej podładowania.

 

Ponadto prowadząc wcześniej przez prawie całą, dotychczasową drogę naszą dwójkę po pokonanych już prawie 900 kilometrach w czasie ostatnich godzin odczuwałem przypływ zmęczenia. Tankowanie po każdych 160 kilometrach małego baku Bronka nie ułatwiało zadania (7,5 l/100km przy 150 -190km/h) i dobijało bardziej oszczędne K1300R o dużo większym zasięgu. Ktoś wspominał, że nie należy wyruszać w daleką drogę na motocyklu tuż po zakończeniu dnia pracy. Miał rację. Poprzedniego lata, pokonując 1060 kilometrów od świtu do wieczora, miałem wcześniej do dyspozycji całą sobotę na nicnierobienie i restart systemu. Takie lenistwo wtedy okazało się przydatne w kontekście spędzenia późniejszych, długich godzin za sterem i pod wiatr. Ale tym razem wiedziałem już, z czym mamy do czynienia. Nie mogłem czekać dłużej. I tak pojechałbym. Bez względu na wszystko. K1300R chyba nie wierzył, że ruszymy.

 

  • Inni jeżdżą od dawna, a my tylko o tym gadamy – powiedział. Nie słuchałem go, bo wiem, że prawdziwe punkty odniesienia często milczą niedostrzeżone i nieomówione.

 

**************************************

 

Dochodziła dziewiętnasta w piątkowy wieczór. Tym razem zamiast siedzieć pod wiaduktem i pić piwo z butelki, czekając na przelatujące częściej samoloty niż motocykle, których wciąż nie było, przecinałem przestrzeń na motocyklu. W ogłuszającym pędzie czystego powietrza wyskoczyłem wprost z zakurzonej, polnej drogi na arterię galaktyki innego, wielkiego świata. Trzypasmowa autostrada A1 pięła się nieustannie zakrętami i długimi prostymi w górę, w stronę Salzburga. I w stronę świecącego w oczy, zachodzącego jakby gdzieś w tamtym mieście słońca. Daleko za sobą zostawiłem wiadukt i Wałbrzych, w którym byłem ostatnio trzy razy w tygodniu, czeskiego Pradziada, który stał się nudny oraz polskie szaleństwo, trawiące wszystko na swej drodze.

 

Bronek ciągnął na nowym, złotym łańcuchu z górnej półki i oponie jedynej, słusznej dla niego marki. Ciągnął nie tylko worek z „przeciwdeszczówkami” i sucharami, ale i mnie w starej, turystycznej kurtce, a także tuż za sobą buczące po staremu K1300R. Siedzące wciąż na moim kole, lecz trochę na ukos na lewo, przy lewej barierce. I całą Austrię. Tak całą Austrię w samochodach na tamtej drodze, bo trzymałem w garści prawie drugą setkę, żeby jakoś to poszło. Tak duża prędkość niczego nie wnosiła przez częste przerwy na tankowanie, ale ponieważ jednak Bronkowi lekko to przychodzi, łatwiej jest tak wysiedzieć do przerwy...

A inni chwycili się za nami. Zwykle nikt normalny nie jeździ tam w taki sposób. To zbyt kosztowne. Przez całą drogę w tamtą stronę wyprzedził nas tylko jeden samochód, biały Passat kombi. Przez prawie 900 kilometrów piątkowej rzeki samochodów.

 

  •  
    • Muszę jechać tak blisko, bo wtedy będąc za tobą nie mam turbulencji na wysokości kasku – powie K1300R.

    • No to jedź przodem, albo jeszcze dalej z tyłu – powtórzę z lekka zniecierpliwiony i zaniepokojony tym, jak łatwo rozłupać się o kolegę, a z czego ten nie chciał zdać sobie sprawy.

    • Nie. Bo się pogubimy.

W końcu dogoniliśmy radiowóz i zwolniłem za nimi do ich stu czterdziestu, nie wiedząc co powinienem zrobić dalej. I za naszymi plecami zwolniła cała Austria, dosłownie nikt nie odważył się wychylić. Zwolniliśmy też miejsce na lewym pasie, ale spośród kierowców w stłoczonych samochodach nikt nie śmiał wyprzedzać. K1300R skwituje to później celnie:

 

  • Musieli w końcu zjechać do bazy, żeby rozładować korek, jaki swym powolnym tempem zrobili na autostradzie.

I tak było. Gdy zjechali, peleton wrócił do przyjętej wcześniej prędkości. Lubię takie grupowe zgranie.

 

  • Mój motocykl najlepiej czuje się przy 160 – podsumuje przelot w tamtą stronę K1300R.

  • Naprawdę? – nie uwierzę.

Bo golasowi, jakim jest Bronek, to obojętne. Nawet pomimo szerszej niż standardowa kierownicy. Po prostu zajmuje się miejsce w siodle, opiera lędźwie o worek turystyczny na miejscu pasażera i luzuje wszystkie mięśnie trzymając wszystko lewą ręką za kierownicę, gdy prawa lekko trzyma w odchyleniu rollgaz. Nawet przy dwustu pod wiatr. Bo wiatr sam utwierdza jestestwo we właściwej pozycji, wciska głowę i kask na kręgosłup, z właściwą siłą stabilizuje. Nie znałem lepszego pod tym względem motocykla. Zero turbulencji.

 

******************************************

     

Niewiele jedliśmy, bo nie było na to czasu. Trochę piliśmy po drodze, aż zrobiło się zimno, ciemno i naprawdę daleko od domu. Próbowałem znaleźć się na właściwym kursie do adresu noclegu, ale chyba niezbyt dobrze mi szło, bo za wolno. Broniu niósł nas w nieznanej okolicy, K1300R człapał za nim, świecąc na zmianę żarówką postojową lub drogową, a domowe lampy mijanych skupisk ludzkich stopniowo wygaszano. K1300R był przekonany, że nocleg jest zapłacony i tylko dlatego nie chcieliśmy odpuścić. Ale przeczuwałem, że znów trzeba zrobić coś po mojemu. Bez omówienia.

 

Światła samotnego pensjonatu przy drodze wyłączano po kolei, zaczynając od górnych pięter. Jak na Titanicu. Skręciłem tam automatycznie, nie zastanawiając się nad tym wcale. Spotkana tam kobieta za barem podyktowała warunki, na które zgodziliśmy się bez zająknięcia i uświadomiła nas, że mamy szczęście, bo od dziesięciu minut nie powinno jej tam już być. Poprosiłem o pokój i dwa piwa.

W nocy na wiadukcie obwodnicy rodzinnego miasta tym razem nikt nie mógł nas usłyszeć. Byliśmy z Bronkiem zupełnie gdzie indziej, aby zobaczyć, czy jest tam prawdziwe życie. Prawdziwsze od naszego. Choć zgasły wszystkie światła, było.

Poniżej link do filmiku z dojazdu do zamkniętej przełęczy:

https://www.youtube.com/watch?v=EnDUZzsT4i0&t=214s< /span>


Komentarze : 3
2018-07-04 12:21:31 okularbebe

Ciąg dalszy będzie dopiero za tydzień bo trwa urlopowa przerwa techniczna. Nic wielkiego później się nie zadzialo. Chociaz sama jazda w dalszym etapie to tez zawsze cos. Pozdro!

2018-07-03 22:08:46 DominikNC

Uwielbiam relacje z podróży. Czekam na dalszy ciąg: gdzie i po co? Pozdrawiam!

2018-06-30 13:00:59 Bajaos

NO nareszcie coś nowego.
Czytam bloga czytam tylko czasem zapomnę wejść ale potem mam więcej wpisów do czytania.
kiedy książkę wydajesz ??

  • Dodaj komentarz