Najnowsze komentarze
A cóż to tu tak poznikało ;) ???
Gratuluję zakupu! Też spotkałem si...
Okularbebe2 do: 2022
Dziękuję, szacunek za start przy t...
DominikNC do: 2022
Nie lubię tego oczekiwania. To już...
Okularbebe2 do: 4:24
Dzieki Calmly. Jak linie papilarne...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki

05.03.2021 21:49

Red Bull

 

Było miejsce dla mnie. Był nawet wolny i zatankowany pitbike oraz odrobina dobrej woli ze strony jednego z Masajów. Zaprosił, żeby polatać po hali i poza nią w niedzielę. Bo na prawdziwy tor nigdy nie dałem się przez niego namówić ze strachu o siebie. Ale na jego mini wersję, z małymi pitami? Jednak też nie.

 

Oddawał mi pita tak samo beztrosko jak prawie wszystkie inne jego motocykle, a nawet żonę, aby na Bronku 1250 odwieźć ją z toru do domu. Ściskała mnie udami na hamowaniu, bo tak zasuwa się z Masajem. Podziękowałem mu uprzejmie, bo na szczęście byłem już na szosie w zeszłym tygodniu i poczułem tę jazdę znowu. W dodatku na nowym motocyklu. Mocnym motocyklu. I teraz nawet podejrzewam, że łatwiej byłoby nie spotykać już nigdy więcej innych motocykli, ani pitów na swej drodze. Bo to ta maszyna wyleczyła mnie do reszty z kompleksów, które powstrzymywały przed szerszym otwarciem przepustnic.

 

I przez to stałem się jeszcze gorszym motoćwokiem. Bo zachwyconym od nowa, jak świeżak. Bo na przykład po Smoku, po którym, testowanym jako nowy model pięć lat wcześniej spodziewałem się, że czymś może mnie wielce zaskoczyć, nie stało się prawie nic. Uwielbiam go, ale poza wyglądem, hamulcami i zawieszeniem nic nie ryje beretu. Smoku był tym, co po prostu dobrze znałem od dawna, nie mógł mnie zaskoczyć. A z tym nowym/starym motocyklem, stało się zupełnie odwrotnie. Po dwóch olejowych Obłych własnych oraz tym trzecim, chłodzonym już cieczą od Yogiego mogłem uznać go za dobrze poznany sprzęt, różniący się jedynie oddawaniem mocy. Ale nie. Wszystko okazało się inne. To było jak lądowanie na Marsie. Niby miejsce dobrze znane przez obserwatorów, a jednak zupełnie innym i nowym wyzwaniem okazało się z bliska.

 

Ale od początku

 

  • Halo Stefen, plis czek my bajk łan mor tajm and be helpfull for polisz drajwer in operation of locking de bajk on LKW. Remember, dont pusz tu macz on de sit of drajwer baj de belt. And dont pusz tu macz on a front saspenszion and front brejk. Plis, dont mejk eny skraczes… Plis bikerful! – oto prośby żywione od miesiąca do poznanego przez dobrodziejstwo internetu faceta, z którym jest sprzedawczyni z innego świata. A z którą był ten motocykl.

     

Zgadzającego się na wszystko, ale pod jednym warunkiem: ani jednej korekty ustalonej ceny! And only cash!

     

Czyli prośby do rodowitych Niemców, nazywających mnie nie inaczej niż „dżentelmen”. Który wedle umowy mógłby zrealizować tę transakcję nawet w lecie, jeśli to wszystko minie i można będzie wreszcie pojechać po motocykl bez testu. Bo poczekają, bo tak się umówiliśmy.

 

Ale LT 46 ma od niedawna nową, niepotrzaskaną, przyciemnianą szybę przednią, nowy intercooler i nowy aktuator turbosprężarki. Zamiast wożenia przemysłowych przekładni mocy i wszelkiego rodzaju innego złomu, mógłby jeszcze raz pozwolić spełnić marzenia małego chłopca. Czyli pojechać do Frankfurtu nad Menem i ciemną nocą przywieźć na pace dwu reflektorową gwiazdę z lat 90tych. Z których jeden reflektor jest już asymetryczny, większy, nowszy. Pierwszy motocykl osiągający licznikowe 300 na godzinę. Zanim później mogli to powtórzyć i naśladować nieliczni inni.

 

    - Halo Bart, nał aj hew 2 niuł customers, bat yu łos de first! Lokdałn? Dont łorry. Bajk is rezerwed for ju.

 

Kobietą Stefena okazała się Eva Margarett, która to od dziesięciu lat była drugą właścicielką tej maszyny. I od razu zmieniła w niej gaźniki. Wówczas na nowe. Otwierające pełne możliwości, jakie rozwijają się przed nosem motocykla rozwijającego syte 155 koni z korby. Pochodzącego z 1995 roku. Z dużej pojemności. Z niespełna tysiąca stu centymetrów sześciennych, pompujących moc na jedynie pięciu długich biegach, z których ostatni bywa niepotrzebny. Powiedziała o nim nic innego poza tym, że ten motocykl to szaleństwo w dobrej formie. I że teraz woli Harleya, przerobionego własnoręcznie przez Stefena. Widziałem: żółto – czarny Sportster 1200.

 

Siedząc w jamie z Obłym i Smokiem mogliśmy sobie tylko dopowiedzieć, że motocykl Evy to szaleństwo z czasów, gdy miękkim facetom jeszcze nikt nie ufał, bo byli wtedy nazywani po imieniu. Bo za dużo gadali. Bo wtedy jeszcze nie produkowano wprawdzie mocnych, ale delikatnych motocykli z silnikami z cienkiej ścianki. Wtedy jeździłem autobusem do drugiej klasy liceum i miałem obciachowy, niewyraźny wąs pod nosem i kręcone włosy. Miałem też zużytego Simsona z przewierconym wyciszaczem w rurze wydechowej powieszonej „u dołu”. A oprócz pierwszej dziewczyny, także i wycinek zdjęcia pewnego motocykla na ścianie. Z tego, co pamiętam w fachowej literaturze z tamtych i późniejszych lat nie poświęcono mu zbyt wiele uwagi. Jego produkcję wyciszono. Bo zewsząd wydobywał się jęk zawodu na jego temat ze środowiska, które nie rozumiało. Bo był najcięższy ze wszystkich GSX-Rów. W dzisiejszych, często słabszych motocyklach, podobny poziom 240 kilogramów masy własnej na sucho nie jest już uznawany za nadwagę. Uchodzi nawet za maksymalny poziom zakresu dopuszczalnej, niepisanej normy, żeby moto mogło wciąż jeszcze dobrze zachowywać się na drodze. Bo potem to już tylko cruisery i goldwingi, a jeszcze dalej – tylko wsteczne biegi. A Smoku, mimo, że nie ma aż tyle na sobie nawieszane, jest jakby tylko połową GSX-R 1100 i waży podobnie. A ten GSX-R wtedy stał się też najmocniejszy pośród tych 1100-centymetrowych. I takim pozostał do końca 1998 roku. Czyli do wejścia do akcji Hayabusy 1300. I tylko taką miał koncepcję. Po Wariatce wiem, że przy pewnych prędkościach na drodze, lepiej bywa, gdy motocykl jest nawet trochę za ciężki. A po mieście, gdzie taka masa i moc przeszkadza, prawie zupełnie nie jeżdżę. Nie lubię.

 

Z wpisem do dowodu odpowiedniej adnotacji na temat podniesionej mocy, z wszystkimi, corocznymi TUV-ami, z koszulką foliową, pełną papierów na przebieg i serwis, z wyścigową pokrywą siedzenia pasażera, to mogło być to. Według faktury, Eva zapłaciła pierwszemu właścicielowi majątek za ten motocykl, bo dekadę temu wciąż jeszcze uchodził za drogi, mimo istnienia od dawna Hayabusy i Super Blackbirda. I od tamtej pory pokonała.... niecałe trzy tysiące kilometrów.

 

Nie czekając do lata

 

Zatem kwotę, którą otrzymałem wcześniej za Wariatkę, zamienioną na euro drżącą ręką, na początku lutego wręczyłem świeżo poznanemu na Orlenie przy A4 kierowcy busa – Grześkowi. Jednemu z tych bohaterów latających na trasie „Anglia – Chiny w dwie godziny”. Pokwitowałem zlecenie oraz przekazanie gotówki i obiecałem sobie nigdy i nikomu nie powiedzieć o fakcie jej przekazania na wypadek, gdyby wszyscy oni mnie oszukali. Bo przecież mogliby. I Grzesiek, i Stefen i Eva...

 

Bohater obudził mnie za cztery dni o świcie waleniem w drzwi. Tak bardzo wątpiłem w powodzenie akcji, że zapomniałem ustalić, kiedy Grzesiek planuje wrócić z motocyklem na pace. Łomot, ujadanie psa i wylot na mróz w samych majtkach i chyba nawet bez butów – to wszystko dzieje się, gdy w takich sytuacjach nie wie się, co się dzieje się. Grzesiek dotarł po nadłożonych dodatkowo sześciuset kilometrach, pokonanych w celu odbioru motocykla, na trybie awaryjnym silnika w nowiutkim Crafterze i przy podwyższonym przez to zużyciu paliwa do poziomu 16 litrów na każde ze stu kilometrów. W dodatku trafił na taki stau, że stojąc bezradnie w korku, obejrzał dwa filmy. Jak oni tak jeżdżą, o jeżu...?

 

  • Przy 98 na godzinę tyle mi spalił, bo taką prędkość utrzymuję. I nikt nie umie mi go naprawić, mimo gwarancji – uzupełnił rozbrajając bombę. Mogłem mu jedynie współczuć, podziękować i zapłacić.

     

A teraz tak sobie myślę, że mogę go nawet gorąco polecić, bo motocykl dotarł bez draśnięcia i tak tanio, że nie opłacało się nawet zagrzać świec żarowych w LT46. Zablokowany, zakneblowany i unieruchomiony na amen. Nie ruszyłby się nawet na widok prezydenta. Ale na mój, niemal wyskoczył z paki na rampę. By stać się jedynym superbikiem na lodzie w mroźny, lutowy poranek. Zapalił od razu. I od razu pojechaliśmy na pierwszy przegląd, by nie tracić już więcej czasu.

 

Ale jak jeździ?

 

Nie da się opowiedzieć, ani opisać. W porównaniu do Obłego – komfortowy. Ale też zdecydowanie mocniejszy sukinsyn, choć już tamtemu w 750ccm nigdy nie brakowało. 1100 ma nieprzebrane pokłady mocy i momentu, nie wiemy jeszcze gdzie jest limit, zadyszka. Tylko raz rozkręciłem go do ośmiu tysięcy, a tam hen jeszcze do końca. Ale raczej nie jeżdżę. Tylko klęczę i podziwiam. Jest taki jak tamten ze zdjęcia na ścianie. Rada mała, gdybyście zapytali: ufajcie starym motocyklom, bo chyba nie udawały.

Komentarze : 10
2021-03-09 22:16:48 thrillco

Ja lubię i mam ogromny sentyment do maszyn z lat 90-tych i końca 80-tych i choć sam bym dzis ich przenigdy nie kupił to nadal sie zachwycam. Jeżeli w jakiejś grze jest opcja polatania starym gixerem albo ZX7, ZXR750 jakieś FZR czy 916 to prędzej wybiorę właśnie je do zabawy. W realu miałem przyjemnośc bardzo krótko obcowac z jakiąs limitowaną 916 i ZX7R. Duzego...właściwie trzeba by go uczciwie nazywac - wielkiego gixera niestety mogłem tylko kilka razy w życiu podziwiac ale nigdy nie miałem przyjemnosci organoleptycznie sprawdzic co to jest. Z resztą...Chyba bym sie bał :) To nie Hayka, ze odwijasz a nawet nie iwesz, że jedziesz :)

2021-03-09 20:06:50 okularbebe

thrillco ja też jestem od zawsze ich fanem. Nie ma już 750tki, bo później sprzedałem koledze (jak większość moich byłych motocykli, a koledzy i koleżanka, którzy tak wybrali są wciąż moimi dobrymi znajomymi heh). Garaż jest, ale na razie nie korzystam. Jest zamykana, sucha jama. Zależało mi na oryginale 1100, ale w olejaku.

Wodniak był jednak trochę tańszy niż olejaki które miałem na celowniku. Uważałem też od zawsze, że wodniak - czy to 750 czy 1100 jest o niebo lepszym motocyklem, niż starsze olejaki, bo poprawionym w wielu aspektach. Mimo mniejszej aury legendy. Stąd taki wybór.

Nie planuję też intensywnej jazdy, tylko z lekka przedmuchiwanie... 750 i 1100 mają mnóstwo wspólnych części, o koszty się nie ma co martwić. Stare graty mnie lubią heh

2021-03-09 17:12:25 thrillco

Podziwiam. Te Gixery, które masz, czyli 750 i 1100, XJR to były motocykjle które sniły mi sie kiedys po nocach i bywały obiektem westchnień widziane na ulicy ale dizś...No podziwiam, ja bym nie kupił. i nie chodzi o kwestie wieku czy tam stanu itp....One pod wieloma względami pewnie oddają riderowi wszystko lepiej niz współczesne "sterylne" maszyny ale... ok ja tez w SV nie mam ani ABS ani TC, bo na powrót uznałem ,ze trzeba pojeździć "prawdziwym" motocyklem, potem bedzie łatwiej na czymś ew. wieskzym, mocniejszym ale z "elektroniańkami". ale ...no kurde gaźniki, zawias itp...Wiek też ma jakieś znaczenie, bo o ile do mniejszych olejaków pewnie sa tony częsci i org. i nominałów o tyle 1100 to jednak znacznie bardziej egzotyczny model więc miałbym tez obawy co do faktycznych kosztów eksploatacji. Ale podziwiam...No i ciutkę zazdraszczam. P.S. musisz mieć spory garaż :)

2021-03-08 15:10:17 okularbebe

Gie-na-2oo chyba nie powinienem się już przechwalać, bo i tak nie umiem wykorzystać potencjału tego sprzętu i nie o to chodziło. Ten wygląd jest fascynujący oraz sposób prowadzenia i oddawania mocy, o czym na pewno będzie jeszcze nieco szerzej tutaj.

Bo prędkość maksymalna w pewnym wieku nie ma już znaczenia. Ale jeszcze foto mogę dorzucić - proszę bardzo, jest w galerii.

2021-03-08 13:53:16 Gie-na-2oo

a no i poprosimy o zdjęcia

2021-03-08 13:52:37 Gie-na-2oo

No to teraz tylko czekać żeby zobaczyć kiedy spotkają się limity Twoje i motura. Czy to już jest etap kiedy po zapytaniu gliniarza czy za szybko jechałeś ten odpowiada: nie, za nisko pan leciał?

Keep it the shiny side up

2021-03-08 10:25:40 okularbebe

A no i polecam: Zawieja Trans z Krapkowic, tel. 600 285 302. Co tydzień wysyła busy do w DE, bo robi tylko przeprowadzki do PL. Wszystko połapie, ładują mu nawet kamienie z ogródka i pordzewiałą klatkę bez kanarka, jak mówił. Gdyby ktoś pytał..

2021-03-07 12:47:47 okularbebe

Tak Panowie, dodam ze zamowilem nowe klocki hamulcowe na tył bo wydaja sie slabe, wymieniłem oliwę i dokręciłem nakrętkę łożyska glówki ramy bo z lekka popukiwało na wertepach i już.

Byk jest bykiem bo nie tylko silnik sprawia wrażenie reaktora, ale jest tez dłuższy wahacz, ogon i owiewka.

Calmly miałeś racje co do wielkości maszynki. Pokrowiec w rozmiarze standardowym ledwie wystarczył na przykrycie tego motocykla. Napięty jest na maxa.

2021-03-06 09:05:16 Calmly

Raczej FEST.
Prawdziwy latający dywan.
Dosłownie.
Każde zbliżenie się do tarasowych drzwi, będzie teraz wzbudzać emocje, nad którymi ciężko będzie zapanować. To ikona super motocykli z tamtych lat, a nawet współcześnie. To inny poziom motocyklizmu, kiedy wybiera się taki sprzęt i aranżuje tak wiele sytuacji.
Przepięknie.

2021-03-06 07:30:43 Jazda na kuli

motur musi mieć to coś

  • Dodaj komentarz